Złoto

Żeby polubić Złoto trochę bardziej niż na to zasługuje, trzeba na film spojrzeć przez pryzmat kina gatunkowego, najlepiej tak, jakby to był dramat psychologiczny w konwencji… westernu. A jakże! Czy taki cel przyświecał Hasowi? Nie mogę tego napisać z pełną odpowiedzialnością, ale ja lubię po seansie tak o filmie mistrza myśleć.

Oto do turoszowskiego kombinatu przyjeżdża młody chłopak, Kazik (Władysław Kowalski). Gdy dojeżdża na miejsce autostopem, na pace wielkiej ciężarówki, przekracza granicę do świata odrealnionego. Nie pierwszy to raz bohater Hasa wkracza na teren, na którym postaci żyją zawieszone w swoich dziwnych rolach. Tak było przecież w filmie Rozstanie, gdy Magdalena przyjechała na pogrzeb dziadka i musiała pożegnać się ze światem sprzed wielu lat. Tak jest w wielu innych filmach Wojciecha Jerzego Hasa. Bohater ma jakąś misję, a spotykane persony służą radą, są odbiciem jego cech, czasem tylko drogowskazem. Zupełnie jakby były tutaj dla niego lub dla niej tylko na chwilę, na czas trwania tej opowieści. Prawie jak w Alicji w krainie czarów.

ZłotoZłoto, film o uciekaniu.

Kazik dociera więc do kombinatu, chce złapać jakąś fuchę. Gdzie tu western? Kazik ma jakąś zadrę z przeszłości, szuka go tajemniczy nieznajomy w płaszczu i kapeluszu. Łowca nagród, detektyw, szeryf z innego miasteczka? Prawda okaże się bardziej przyziemna, to będzie moment gdy wypada zrzucić gatunkowy płaszcz. Gdy Kazik dojeżdża na miejsce, lub po prostu przekracza granicę do świata wyśnionego (jak wspomniałem) spotyka na swojej drodze trzy młode dziewczyny. Kim są? Można się domyślić, że prawdopodobnie dziewczynami lekkich obyczajów. Przedstawiają się jako Mary, Judy i Doris. „Panie są bardzo uprzejme”, mówi Kajtek. „Należy to poniekąd do naszego zawodu”, odpowiadają. Przyznacie, prawie jak na Dzikim Zachodzie. Saloon też się znajdzie, tutaj w dość klasycznej PRL-owskiej odsłonie. No i ten chłopiec, główny bohater, jak już znalazł się w kombinacie, przy okazji się rozejrzy, gdzieś tu podobno jest złoto. Są i sceny, gdy szuka kruszcu, niczym ci owładnięci gorączką złota w Kalifornii. To raptem kilka tropów, których nie trzeba wcale czytać w kontekście filmowego gatunku. To wciąż przede wszystkim pewien rodzaj baśni, dramat psychologiczny. Jak jednak wspomniałem, przyjemnie jest spojrzeć na Złoto z perspektywy, którą proponuję.

Has nieco zamglony, ale wciąż solidny.

Po prawdzie jest to więc malutki film o ucieczce i szukaniu swojego miejsca. Władysław Kowalski pięknie aktorsko rozegrał bolączki swojej postaci. Niby ciągle gotowy do rozmowy, a jednak za ścianą zbudowaną z tajemnic. Czuć to w tym bohaterze.

Nawet jeżeli nie są tu omawiane te największe sprawy, to właśnie one, najbardziej potworne cienie przeszłości, potrafią mocno wybrzmieć. Jest taka scena, gdy pojawia się wątek z Holokaustu, gdy jeden z robotników na informację, że chłopak może szukać złota, przypomina mu obozowy horror i tamto „złoto”. Złoto z pierścionków, zębów, biżuterii.

Złoto

Ma więc Złoto Hasa i mocne momenty, ma też świetne epizodyczne role. Tadeusz Fijewski powtarza poniekąd swoją postać z Pętli. Jest i Barbara Krafftówna jako „do rany przyłóż” barmanka Zosia. Jest i mądry geolog Piotr (Krzysztof Chamiec). Znalazło się i miejsce na krótki występ Zdzisława Maklakiewicza.

Gdy poszukacie informacji o Złocie Wojciecha Jerzego Hasa z pewnością w mig odnajdziecie teksty o tym „najsłabszym” filmie w reżyserskim dorobku. Nie napisałbym o nim jako o najsłabszym. Z pewnością nie niesie ze sobą żadnego większego przesłania. Nie stawia wielkich pytań i nie zmusza do szerszej dyskusji po seansie. To raczej ten niezły Has, poprawny, solidny, ze świetnymi aktorskimi kreacjami, nieco zamglony, ale warty uwagi.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 91 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Wojciech Jerzy Has
Scenariusz: Bohdan Czeszko
Obsada: Władysław Kowalski, Krzysztof Chamiec, Barbara Krafftówna, Zdzisław Maklakiewicz, Adam Pawlikowski
Zdjęcia: Stefan Matyjaszkiewicz
Muzyka: Lucjan Kaszycki