Władca much

Powieść Williama Goldinga czytałem w liceum, ale ostatnio wróciłem do niej myślami w trakcie koncertu Cyndi Lauper w Łodzi. Nie, Lauper nie miała z tym nic wspólnego, ale jedna z uczestniczek koncertu, nastolatka która czekała z mamą na występ, miała w ręku angielskie wydanie Władcy much. Pomyślałem wtedy, że ta powieść nie ma szans się zestarzeć. Jest tak bardzo uniwersalna i jest ciągle w obiegu. Musi być, bo opowiada o wszystkim, co może się zdarzyć jeżeli utracimy kontrolę.

Opowiada też o złamanym dzieciństwie i o momentalnym przejściu na „dorosłą” stronę bez żadnego przygotowania do tego. Jest to więc powieść o szaleństwie, ale też o odwadze, strachu, przyjaźni. Nosi w sobie ogromny ładunek emocjonalny, a teraz może być przekazywana dalej, kolejnym pokoleniom, dzięki powieści graficznej.

Władca muchWładca much, upadek cywilizacji.

Znamienne jest to, że autorka tejże, Aimée de Jongh, dosłownie wykorzystała tekst z powieści Goldinga, tutaj w tłumaczeniu Pawła Bulskiego. Ja czytałem wydanie w przekładzie Wacława Niepokólczyckiego. Nie mam go niestety, więc nie porównam, ale byłoby to ciekawe doświadczenie. Jednak nie to jest najbardziej istotne, przyszliśmy tu rozmawiać o komiksie, dodam, komiksie niezwykłym.

Niech Was nie zwiedzie dość sielankowa koncepcja na przedstawienie rozbitków, wyspy i większości wydarzeń. Groza zawita i do stylu, którym operuje Aimée de Jongh (chociaż mam wrażenie, że to jej najsłabsza strona). Przyjdzie na to czas w trakcie dramatycznych losów dzieciaków, które zostały rozbitkami na bezludnej wyspie.

Walka o ogień i wszystko co najgorsze.

Tak, o katastrofę tu chodzi, dosłowną i to w przenośni. Grupa chłopców, tych najmłodszych (maluchy), starszych i w końcu nastolatków znalazła się na wyspie. Muszą tu przetrwać. Nie są przygotowani, nie mają żadnego obycia z takimi sytuacjami. Ale muszą się jakoś zorganizować. Jest kilku obdarzonych większą charyzmą, są również ci niepewni siebie, którzy jednak prezentują dużo mądrości, jak ten otyły chłopiec, który w szkole miał przezwisko „prosiaczek”. Grupy się tworzą, rozbijają, ktoś poluje, wielu się po prostu bawi. Dzieci trwają na wyspie, ale przychodzi czas na konflikt i to jest najstraszniejsze. Nikt nie może ich rozdzielić, nie ma dorosłego, który może spojrzeć karcąco, powstrzymać, wytłumaczyć. Ci, którzy mają mniejszą empatię zaczynają górować nad wrażliwymi. I dochodzi do upadku, katastrofy niby w przenośni, ale jednak ponownie dosłownej. Cywilizacja legła w gruzach, znowu mamy kije, kamienie i walczymy o ogień.

Władca much w formie graficznej, kto by pomyślał. Udało się zachować napięcie, emocje są duże, groza co stronę coraz większa. To niebywałe, że czytelnicy mogą po raz kolejny sięgnąć po klasykę, ale teraz przedstawioną w taki piękny sposób. Oczywiście zalecam do spotkania z prozą, słowo Goldinga na pewno robi wciąż piorunujące wrażenie. Jednak komiks Aimée de Jongh jest wyjątkowy, pięknie wydany, powinien być uzupełnieniem powieści, być może nawet czymś w rodzaju suplementu. Teraz można spojrzeć na horror z innej strony, znowu poczuć dreszcz emocji, wzruszyć się i wzburzyć, zacisnąć zęby, a przede wszystkim, już po lekturze, zastanowić się nad kilkoma sprawami.

 

Patryk Karwowski

Rysunki: Aimée de Jongh
Scenariusz: William Golding (na podstawie powieści)
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Ilość stron: 352
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Format: 172 x 228 mm

KOMIKS UDOSTĘPNIONY PRZEZ WYDAWCĘ. ZNAJDZIESZ GO NA PÓŁKACH
Non Stop Comicx