Szczery do bólu, twardy, brutalny i wychodzi z nurtu, któremu przyglądam się od zawsze. Stali czytelnicy wiedzą, że filmy, książki, komiksy o wykolejonych życiowo postaciach zawsze leżały mi na sercu. Ci, którzy byli w pewnym momencie bardzo wysoko, ale wskutek najczęściej słabej głowy muszą odnaleźć się wśród życiowych meandrów. Lubię kibicować tym straceńcom. Biję brawo za każde małe zwycięstwo na ich drodze pełnej męki.
Twardziel, rzecz o przełykaniu gniewu.
Za złymi wyborami idą uzależnienia, nietrafione decyzje. W końcu jest i dno, ale zawsze, w każdym momencie trzeba podjąć próbę by się odbić. Te historie mnie wzruszają. Tak też jest z Twardzielem. Tematycznie można szukać pewnych punktów stycznych chociażby z Zapaśnikiem, tym wspaniałym filmem Darrena Aronofsky’ego. Tutaj twardziel, czyli Derek, główny bohater komiksu Jeffa Lemire (scenariusz i rysunki) jest byłym hokeistą. Był wysoko, ale miał problemy z agresją.
Prawda jest taka, że Derek nie potrafi odpuścić. Jak się naprzykrzasz, chcesz autograf od byłego hokeisty, teraz snującego się po mieście pijaka, dostaniesz w ryj. Źle spojrzysz i będziesz zagadywał, a przecież byłeś proszony o ciszę, wyłapiesz cios w brzuch.
Dereka trudno zatrzymać, w ruch idą pięści, później krzesła i wszystko co facet ma pod ręką. Jest jednak znany w swoim miasteczku, tutejsza policja go toleruje, ale problemów jest z nim sporo. Wszyscy dorastali tutaj razem. Policjant Ray ciężko wzdycha, bierze Dereka kolejny raz do aresztu i wypuszcza. I tak w kółko. A teraz do miasta wraca siostra Dereka, Beth. Nie jest z nią dobrze. Faktycznie jest z nią bardzo źle. Rodzeństwo widziało się kilkanaście lat temu, każde jest teraz już blisko ściany. A teraz mają tylko siebie, muszą zmierzyć się z przeszłością i z odwagą wejść w przyszłość. Derek natomiast musi nauczyć się odpuszczać.
Potrafi zaangażować swoją prostą narracją.
Wydawać by się mogło, że Twardziel, który liczy sobie 272 strony będzie długą opowieścią o grzechach, powrotach, ciągłej walce z przeciwnościami losu. Wiele z tych rzeczy jest, ale de facto opis fabuły i kluczowych zwrotów akcji można streścić w jednym zdaniu. Bo to jest przede wszystkim komiks, w którym autor skupia się na warstwie psychologicznej, tak też jest rysowany. Widać tu wściekłość, wagę decyzji, zwrot akcji potrafi być rozrysowany na kilka kadrów. Podróż z miejsca do miejsca (nawet niedaleko, z knajpy do mieszkania) również może być rozmieszczony na kilku stronach. Dlatego czytelnik może skupić się na tym, co najważniejsze na prawdziwych ludziach, prawdziwej historii.
Tak, poziom szczerego autentyzmu jest tu wyraźny. Jeff Lemire, kanadyjski autor komiksu, potrafi zaangażować czytelnika. Ta wspominana prawda miejsca i czasu jest tu szczególnie wyczuwalna. To kilka tych samych przystanków w mieście, kilka znajomych twarzy. Poznajemy przyzwyczajenia, historie, zależności pomiędzy bohaterami. Stajemy się niejako częścią tej małej społeczności. I to wychodzi z nurtu, o którym wspomniałem na początku. Bije tu niezależność, mamy mocno narysowane postaci, emocji nie odgadujemy, my je od razu widzimy. Mocna kreska, zimne lodowate kolory w jednej tonacji. Barwa wchodzi, gdy wybucha gniew, a rysunki mienią się przez chwilę na czerwono. Wszystko natomiast wychodzi z przemocy, tych starych nie zabliźnionych ran z dzieciństwa. Dobra rzecz.
Rysunki: Jeff Lemire
Scenariusz: Jeff Lemire
Tłumaczenie: Arkadiusz Wróblewski
Ilość stron: 272
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Mucha Comics
Format: 184 x 254 mm