Tysiąc ciosów – sezon pierwszy

Sześć odcinków, epizody jak bokserskie rundy. Sporo elektryzujących zwrotów akcji, angażująca fabuła, ale nie jestem w stanie ocenić Tysiąca ciosów wyżej niż jako 'niezły’. Nie jestem, bo po pierwsze Peaky Blinders tego samego twórcy (Steven Knight) nigdy nie skradł mojego serca tak bardzo, jakbyście mogli sobie tego życzyć.

Oglądałem dwa sezony Peaky Blinders, ale nie wszedłem głębiej. Dla mnie to był ten sam jeden obrazek, grupka świetnie wystylizowanych facetów kroczących brudną ulicą w zwolnionym tempie. Ostre spojrzenia, ostre końcówki wąsów, brody, brzytwa w kieszeni. Wiem, że to się dobrze sprzedało. Wiem, że widzowie pragnęli więcej i więcej. Franczyza ma się dobrze, teraz w tej konwencji możemy oglądać Tysiąc ciosów.

Tysiąc ciosów - sezon pierwszyHistoria ze społecznych nizin.

Można odebrać pierwszy sezon jako wstęp, praktycznie prolog, który obiecuje dużo więcej przy następnym rozdaniu. Tych sześć epizodów to historia rodzącej się sceny bokserskiej w Londynie. To też historia pretendującego do miana mistrza przybysza z Jamajki, Hezekiaha Moscow (Malachi Kirby). Ta opowieść przeplata się z losami brutalnego Sugar Goodsona (Stephen Graham) i przestępczymi dokonaniami szajki Słonic. Na czele Słonic stoi Mary Carr (Erin Doherty). Te trzy wątki dominują w serialu, którego istotą jest próba przebicia się łokciami przez przeciwności losu.

Gdy przyjrzeć się tej trójce głównych bohaterów, to każdy z nich stoi de facto na samym dole drabiny społecznej. Jest mało istotne, że Sugar ma knajpę w której urządza bójki na gołe pięści. Wydaje się nieważne, że Mary ma oddane kompanki. Nie liczą się też dobre chęci Hezekiaha. Okazuje się, ostatecznie, że aby coś zdziałać, muszą być razem, a do bycia w trójkę im nie spieszno. Jest poważny zatarg pomiędzy Cukrem, a przybyszem z Jamajki. Spięcia na rogach tego trójkąta są znaczące, a wszystkiemu przygląda się, z rubasznym śmiechem, londyńska klika ze środowisk uprzywilejowanych.

Siła i determinacja. To niezły serial o torowaniu sobie drogi, o rozpychaniu się w nieprzyjaznym środowisku. To w końcu serial o marzeniach i przeszłości na którą nikt nie chce spojrzeć, bo tam było tylko źle, tragicznie, upiornie. Taka była przeszłość na Jamajce, taka była też historia dzieciństwa Cukra i Mary.

Tysiąc ciosów do serial doskonale obsadzony aktorsko.

Największą siłą serialu nie są te tytułowe ciosy, a aktorska gra. Graham jest wielkim aktorem. Jego postać budzi postrach, czuć tu ogromny ciężar starych grzechów, jest wiarygodny w swojej fizyczności. Ta jego nienawiść pochłania wszystko wokół. Gigantyczna rola, którą Graham pięknie udźwignął. I jest w tej roli prawdziwie wściekły, wręcz wypełniony tą wściekłością w pełnej rozpaczy. Nie inaczej jest z Malachi Kirbym, który z Grahamem spotkał się na planie wybitnego Punktu wrzenia. Kirby gra postać zdeterminowaną, ciągle spychaną na boczny tor w związku z rasowymi uprzedzeniami. Ten wątek rasowy jest zresztą bardzo ważny, dominuje przy dramatycznych wyborach. Jego postać niezmiennie jest przez pryzmat rasy postrzegana, Erin Doherty natomiast i jej Mary to ta historia kryminalna. Wyjść ze środowiska może tylko dzięki metodom, które opanowała do perfekcji. Napad, rabunek, zastraszenie. To twarda kobieta, ale pod tą skorupą bije serce. Niestety nie może ot tak pozwolić sobie na okazanie uczuć.

Tysiąc ciosów - sezon pierwszy

Te trzy wątki budują początek czegoś większego. Jestem przekonany, że sezon drugi będzie ciekawszy, interakcje będą ważniejsze. Być może dojdzie do ponownego starcia pomiędzy Cukrem, który rewolucji w światku bokserskim nie może zdzierżyć (rękawice, fuj), a Hezekiahem.

Patryk Karwowski

Twórca serialu: Steven Knight
Reżyseria: Tinge Krishnan, Nick Murphy, Coky Giedroyc, Ashley Walters
Scenariusz: Steven Knight, Insook Chappell, Harlan Davies, Yasmin Joseph, Ameir Brown
Obsada: Malachi Kirby, Stephen Graham, Erin Doherty, Francis Lovehall, James Nelson-Joyce
Muzyka: Federico Jusid
Zdjęcia: Milos Moore, Catherine Derry, Rasmus Arrildt