Historia w Somna jest dość prosta. Jednak często bywa tak, że te najprostsze opowieści dostarczają największych emocji.
Angielska wioska, około 400 lat temu. Wszyscy żyją tutaj we względnej harmonii. Panuje porządek, w domu Ingrid jest on jednak mocno zachwiany. Jest uwikłana w nieszczęśliwy związek, ale Roland, małżonek, nie widzi problemu. Ma wiele spraw na głowie, musi skutecznie palić młode kobiety, które z różnych przyczyn są wskazywane jako wiedźmy. Roboty co niemiara, taki specjalista jest rozchwytywany, zaraz kolejna rozprawa i już trzeba podkładać ogień pod wiedźmą. Jak można zostać wiedźmą? Dużo nie trzeba robić. Większość kobiet, przepraszam, wiedźm, zawiniła tym że miała nieczyste myśli. Przed oskarżeniem i dowodami trudno uciec. Nie mam danych ile kobiet zostało uniewinnionych. W tych procesach chodziło głównie o to, żeby kobietę skazać i spalić na stosie.
O procesach czarownic, których nie sposób było wygrać.
I w ten krajobraz uderzają Becky Cloonan i Tula Lotay. Dzielą się pracą, to scenarzystki i ilustratorki. Mamy tu podobny patent jak w komiksie Jednoręki i sześć palców (jedna historia rysowana w dwóch stylach). Opowieść dzieli się na senne mary i wydarzenia poza snem, w których Ingrid musi stawić czoła koszmarom w ludzkiej postaci. Tak, żona Rolanda, łowcy wiedźm, została oskarżona o czarostwo. Zdaje się, że miała erotyczne sny, dość lubieżne w swoim wymiarze. To tylko sny. Wara od nich, chciałoby się powiedzieć. Kobieta, która kochała swojego męża i chciała z nim spędzić noc, kochać się z nim, była raz za razem odtrącana. Roland miał wiele wymówek, odważne zachowanie żony wprawiało mężczyznę w konsternację. Popęd seksualny został przeniesiony na terytorium sennych marzeń.
Somna to horror o tłumionym seksualnym popędzie oraz o prymitywnych zabobonach. Dla mnie to kolejny emocjonalny strzał, bo taki temat zawsze wzburza moją krew. Szybko można domyślić się przebiegu fabuły. Niestety kultywujący te wspomniane pogańskie zabobony wygrywają. Ale to, że podejrzewałem jaki będą mieć przebieg wydarzenia i jaki będzie finał, nie odbierało emocji w żaden sposób. Ingrid cierpi tak jak cierpiały kobiety w takich zamkniętych społecznościach kilka wieków temu.
Bardzo dobry, spójny, dostarcza sporo emocji.
W notkach wydawcy i w posłowiu tłumaczki wskazywane są inspiracje folk horrorami. Wymieniane są Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii (2016, Robert Eggers) czy Midsommar (2019, Ari Aster). Jasne, znamiona folk horroru są tu wyraźne. Dla mnie to jednak ten sam dramat, który widziałem chociażby w Młocie na czarownice (1969, Otakar Vávra). To chyba najlepszy przykład. Warto wspomnieć jeszcze Diabły (1971, Ken Russell) i jeden z nowszych obrazów, świetnie pokazujący stany depresyjne kobiety Kąpiel diabła (2024, Veronika Franz i Severin Fiala).
W takich opresyjnych czasach zawsze chodziło o to samo, by pokazać władze, zmiażdżyć wiarą „pogaństwo” i przedstawić swoją wyższość. Procesu nie dało się wygrać. Szukanie znamion (znak diabła), różnorakie testy i przesłuchania, „świadkowie”, „relacje”. Wiedźmę można było oskarżyć, a papier przyjmował wszystko. Zawsze w imieniu Boga.
Mocny komiks, świetny graficznie. Dwie wizualne koncepcje pięknie przenikają, wypełniają strony, łączą się w tym miłosnym uścisku, ale też w momentach, gdy Ingrid wychodzi z objęć Morfeusza. Gdy Ingrid ma erotyczne sny rysunek jest łagodny ale i kosmaty, bardziej malarski. Przedstawione seny seksu nie są zamknięte w kadrach, odważnie przenikają, forma jest otwarta. Zupełnie inaczej, gdy Ingrid się budzi i musi stawić czoła realnym lekom. Wówczas mamy również pięknie narysowaną akcję, ale już w bardziej klasyczny sposób. Niemniej całość jest spójna.
To bardzo dobry komiks o czasach, które już na szczęście się skończyły, nie wrócą, ale warto o nich czasem przypominać.
Rysunki: Becky Cloonan, Tula Lotay
Scenariusz: Becky Cloonan, Tula Lotay
Kolory: Lee Loughridge, Dee Cunniffe, Tula Lotay
Redakcja: Izabela Rutkowska
Ilość stron: 200
Oprawa: twarda
Tłumaczenie: Maria Lengren
Wydawnictwo: Lost In Time
Format: 215 × 275 mm