Pierwotnie seria Prorok urodzonego w Paryżu scenarzysty i ilustratora Mathieu Lauffraya została wydana w czterech albumach na przełomie lat 2000 – 2014. Jest jednocześnie aż dziesięć lat przerwy pomiędzy trzecią, a czwartą częścią. Chociaż Proroka trzeba odbierać jako dzieło autorskie Lauffraya, to rzeczywiście jest to praca wspólna (pomagali tutaj scenarzysta Xavier Dorison i rysownik Eric Henninot, którzy pojawiają się przy różnych epizodach).
Mathieu Lauffray opowiedział w Proroku w epicki sposób o bardzo przyziemnych kwestiach. Z takiego podłoża wyrastają te najbardziej udane rzeczy, ale zdarza się, że (tak jak tutaj) są to publikacja jednocześnie niezwykle chaotyczne. Przy tym chaosie twórca nadrabia formą. Tak bywa w każdym medium. W filmie czasem zachwycamy się obrazem, niekoniecznie skupiając się na treści. Nie inaczej jest w Proroku, który oferuje w warstwie wizualnej obrazy niezwykłe, a treść jest jakby obok. Szczególnie widać to w środkowej części.
Od zera do bohatera, komiks o odkupieniu.
Na szczęście mocny początek i świetny finał rekompensują bałagan w środku. A zaczynamy od wyprawy w Himalaje, w najbardziej niedostępne obszary. To tam Jack Stanton i Alexander Kandel odkrywają starożytne sanktuarium. Nie ma możliwości, żeby takie miejsce zostało zbudowane ludzkimi rękoma. Jakaś nieziemska siła stoi za tym miejscem. Kandel błaga Stantona, by nie brnąć dalej. Stanton jest jednak uparty, z wyprawy wraca sam. Dalszy ciąg wydarzeń to medialne pasmo sukcesów amerykańskiego profesora. Stanton jest na świeczniku. Uwielbiany w telewizji i prasie zaraz wyda swoją książkę, która może zburzyć fundamenty ludzkiej myśli dotyczącej naszego pochodzenia. Nie powinien tego robić, ale Stantona trudno powstrzymać. Poczuł wiatr w żaglach, chełpi się sławą, a w serce Manhattanu wbija się olbrzymi tankowiec. Stanton w trakcie przejazdu przez most Brookliński materializuje się w innym świecie To świat przyszłości. Miejsce jakby podobne, to wciąż Nowy Jork, ale zupełnie odmieniony. Tak jakby ktoś wyżymał metropolię, jakby wszystkie demony z równoległych światów urządziły sobie przemarsz głównymi alejami. I dosłownie tak było, tylko Stanton nie był świadkiem tych przerażających scen.
Prorok, przepiękny komiks, piękny detal.
Mam z Prorokiem problem, chociaż bezsprzecznie jest to komiks przepiękny. Duży format, prawie A4+, twarda oprawa, soczyste kolory, duży realizm w rysunku postaci z naszego wymiaru i wspaniała artystyczna wolta przy tworzeniu bestii ze świata obok. Tak, Stanton będzie musiał stawić czoła wszystkiemu co najgorsze. Ale przede wszystkim będzie musiał stawić czoła prawdziwemu Stantonowi. Jest to więc historia o przemianie, komiks stawia pytania o ludzką ambicję i o to, czy naprawdę warto poświęcać wszystko dla sukcesu. I czym jest sukces? Czy chwila (nawet jeżeli dłuższa) na plakatach jest warta tego, co powinno być najważniejsze w życiu doczesnym? Jak widać, ta sama ambicja może doprowadzić do najgorszych rzeczy, również brzemiennych w skutkach dla ludzkości.
Mój problem wynika z nieczytelnej formy, która wypełnia środkowe części zbiorczego wydania. Łapałem się nawet na tym, że wertowałem stronę wcześniej, czy aby nie przegapiłem jakiegoś wątku. Są więc skróty fabularne, sporo tego magicznego przeskoku pomiędzy wydarzeniami. Bo po prawdzie, tutaj rzeczy po prostu się dzieją i chyba nie powinienem zadawać trudnych pytań, a po prostu cieszyć się akcją. Być może. Zatem Prorok z niezwykle udanym startem historii i świetną końcówką jest niezły, ale chaotyczny. Nadrabia szczególnie tymi większymi ilustracjami, gdy jesteśmy świadkami bardzo szczegółowego rysunku w wymiarze apokaliptycznym, również w nieco Lovecraftowskim motywie.
Niezwykły bestiariusz, trochę grozy, bohater czy raczej antybohater, który ma jeszcze szanse na lepszy czas. Ostatecznie oceniam spotkanie z komiksem Lauffraya jako niezłe. Oglądałem, zachwycałem się planszami, treść przelatywała pomiędzy palcami ale nie miałem z tym problemu.
Rysunki: Mathieu Lauffray, Éric Henninot, Patrick Pion
Scenariusz: Mathieu Lauffray, Xavier Dorison
Kolory: Mathieu Lauffray, Anthony Simon
Redakcja: Mała Kasia
Ilość stron: 240
Oprawa: twarda
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawnictwo: Lost In Time
Format: 240 × 320 mm