Jeżeli szukać gdzieś filmu o złych policjantach, to najlepiej we francuskiej kinematografii. Można przebierać do woli. Policja z 1985 roku w reżyserii Maurice’a Pialata to właśnie taki obraz, opowieść o gliniarzach i kryminalistach. „Policjant i bandyta” to to samo, mówi w pewnym momencie inspektor Louis Vincent Mangin (Gerard Depardieu). Gdy oglądamy ten wyjątkowy i bardzo nietypowy procedural, trudno się z tym nie zgodzić.
Jest to jednocześnie najbardziej antypolicyjny filmy jaki zdarzy wam się obejrzeć. „Anty” w rozumieniu podejścia do prawideł gatunku. Żadnych strzelanin, pościgów, wszystko z wierzchu wydaje się szare i nudne. Praca w policji w filmie Maurice’a Pialata to coś najmniej spektakularnego na świecie. Po drugiej stronie barykady też za wiele się nie dzieje. Jest ta szajka handlarzy narkotyków, są zatrzymania, jakieś przesłuchanie. Konkretnego tropu trudno się chwycić, wszystko jest chaotyczne. Robota to przelewanie wody ze szklanki do szklanki.
Policja, czyli świat bez granicy.
W filmie Pialata granica pomiędzy półświatkiem, a organami ścigania zdaje się nie istnieć. Wszystko jest na tym samym poziomie szarości. Naprawdę, trudno rozpoznać kto jest bandytą, a kto policjantem. Tę granicę zaciera dodatkowo jedna z postaci, przyjaciel głównego bohatera, adwokat Lambert. Lawiruje on pomiędzy knajpą morderców, a komisariatem. Zresztą w tym samym barze „przeciąg” jest nieustanny. Kobiety wiążą się z przestępcami, innym razem wychodzą pod rękę ze stróżami prawa. Ci i tamci piją wspólnie wódkę, żegnają się serdecznie pod koniec dnia. W komisariacie jedni przesłuchują drugich. Taki to świat, jeden nurt, jedno akwarium w którym trzeba jakoś współistnieć.
Film trzeba oglądać jak dramat psychologiczny o policjancie, który nie jest w stanie zaangażować się w związek. „Film kryminalny” zakłada w tym przypadku tylko koloryt krajobrazu, pewien wystrój na tle którego rozgrywa się fabuła bardzo przyziemna o mężczyźnie, który nie może wznieść się ponad swoją rolę.
Na pozór nudny. Film, na który trzeba patrzeć pod odpowiednim kątem.
Policja to również film o brutalności w szeregach municypalnych. Wydaje się, że brutalność to coś naturalnego w tym świecie, element reguł które narzucił przestępczy świat. Ten element ma wpływ na osobiste życie gliniarzy. Tak to się odbywa, wszyscy nasiąknęli w jakiś sposób przemocą. Brutalność w czasie przesłuchań, metody śledcze, niedofinansowane służby. To wszystko chwieje się na swoich brzydkich nogach. System upada, wstaje, zatacza się, zgarnia zamaszystym ruchem niewinnych.
Policja z 1985 roku to jeden z lepszych obrazów w tym nurcie. Gerard Depariedu i partnerująca mu Sophie Marceu są doskonali. Bez cienia fałszywej nuty, cali w roli w pełni oddani realistycznym wymogom obrazu. Ona jako femme fatale i on całkowicie już wyzuty z moralności płyną na papierowych łódeczkach w miejskim rynsztoku. Noc jest ich dniem, w domach są tylko gośćmi, samochód to najczęstsze miejsce spotkań.
Czas trwania: 114 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Maurice Pialat
Scenariusz: Catherine Breillat, Sylvie Danton, Jacques Fieschi, Maurice Pialat
Obsada: Gérard Depardieu, Sophie Marceau, Richard Anconina, Zdjęcia: Luciano Tovoli
Muzyka: Henryk Górecki