Cofnijmy się o całą dekadę. Wówczas, w 2015 roku Oz Perkins pokazuje światu swój horror Zło we mnie. Po dziś dzień uważam, że to jeden z lepszych filmów grozy XXI wieku. Mocny start, prawda? Perkins nie zakrztusił się jednak tym sukcesem. Od tamtej pory idzie swoją drogą, zawsze po ciemnej stronie, niezmiennie z grozą pod rękę. Wiem, że zeszłoroczny Kod zła budzi skrajne opinie. Ja odnalazłem się doskonale w tym arthousowym nastroju. Wielu widzów wyszła z kina znudzona, ja wręcz przeciwnie. Doceniam każdą decyzję.
Małpa, czyli kolejny film o klątwie.
Małpa jest jednak zupełnie inna. To jest film, który powinien być triumfatorem gali rozdania nagród na festiwalu filmowym MTV Movie & TV Awards gdzieś w okolicach połowy lat 90. To jest horror, na który idzie się z paczką przyjaciół, kupuje się popcorn w powiększonych kubełkach i co chwile dosadnie komentuje akcję. Tutaj twórca ma doskonały kontakt z widzem, a jego dzieło służy tylko jednej rzeczy. Małpa ma cię odstresować, dostarczyć rozrywki, a po tygodniu możesz o niej zapomnieć. Czy skazuję obraz Perkinsa na ten sam los, na który skazuje ostatnio coraz więcej filmów? Obejrzeć i zapomnieć? Cóż, to jest doskonała rozrywka, niezły film, ale jednocześnie nic więcej. To nic złego, Małpa nie ma ambicji by zostać czymś więcej niż zabawkowym demonem, który przynosi śmierć znienacka. Ta małpa nie chce być szlachetnym naczelnym. Chce siedzieć na swoim pluszowym tyłku, czekać na nakręcenie przez kluczyk, uderzyć pałką w bębenek i sprowadzić zagładę niczym w filmie Oszukać przeznaczenie.
Fabularnie bowiem krążymy wokół przekazywanej klątwy. Tak w skrócie. Filmów z podobnym zagraniem jest mnóstwo, zmienia się tylko przedmiot lub wydarzenie łączące przeklętych. Tutaj jest to małpa, która trafiła do rodziny Shelburnów. Wystarczy małpę nakręcić, ta wybije rym i ktoś w okolicy stanie na grabie, potknie się, wpadnie do studzienki (w filmie zgony są bardzo spektakularne). To ona, małpa, jest sprawcą tych wszystkich „dziwnych śmierci”.
Udana makabreska, epickie zgony.
Polubiłem nowy film Perkinsa, to nie lada sztuka nakręcić komediowy horror. Perkins udowodnił jednocześnie, że jest w stanie nakręcić wszystko, opowiedzieć każdą historię bez względu na konwencję. Zawsze będzie przechylał się w kierunku grozy, makabry, ale brać się za bary za horror, w którym dominuje czarny humor, to już nie lada sztuka.
Nie wiem jednocześnie jak bardzo scenarzyści odbiegli od materiału źródłowego, opowiadania Stephena Kinga. Niemniej Kingowski vibe czuć tu bardzo już od pierwszych scen, od pierwszych słów gdy głos z offu rozpoczyna opowieść. Jest to, co zawsze. Dzieciństwo, jakaś trauma, śmierć która towarzyszy życiu dziecka. Motywem przewodnim w Małpie jest jednak nie tyle śmierć, co oswajanie się ze śmiercią. To zdanie wybrzmiewa w filmie kilka razy. Śmierć może przyjść nagle i niekoniecznie będzie za nią stała nakręcana plastikowa obita pluszem małpa. Śmierć jest czymś, na co trudno się przygotować. Nie należy jej lekceważyć, ale też nie można przesadnie się jej bać. Przyjdzie zawsze, więc po co histeryzować, lepiej iść potańczyć.
Gatunek: horror, komedia
Reżyseria: Osgood Perkins
Scenariusz: Osgood Perkins
Obsada: Theo James, Tatiana Maslany, Christian Convery, Colin O’Brien, Rohan Campbell
Zdjęcia: Nico Aguilar
Muzyka: Edo Van Breemen