Satyra, zjadliwy komentarz na otaczającą nas rzeczywistość? Na pewno. Ale Czarne myśli to coś więcej. To mała genialna forma, rodzaj autoterapii dla autora, który operując tylko czernią rysuje swoje historie jak w obrazie negatywowym. Tematycznie Czarne myśli są wyrazem, między innymi, lęków artysty.
Innymi słowy André Franquin przelał swoje czarne myśli na papier. To jednostronicowe strzały, pociski z wygrawerowanym słowem „humor”. Takiego pocisku nie zatrzymasz. Trafia zawsze w cel, boli, ale również śmieszy.
Andre Franquin? Najczarniejszy z czarnych.
To nie jest tak, że każdy rysunkowy dowcip Franquina mnie rozbawił. To nigdy nie działa w ten sposób, że wszystko musi się spodobać. Wielu stron nie zapamiętam. Jednak są tutaj też opowiastki najczarniejsze z czarnych. Dam jeden przykład. Mężczyzna i kobieta przetrwali zagładę atomową. Cudem. Naprawdę, jak Franquin rysuje coś ostatecznego, to nie bierze jeńców. Jak jest wybuch to eksplozja wyrywa kadry, a śmierć jest taka, że można poczuć dreszcze gdy przyjrzysz się dokładnie rysunkowi. Także para przeżyła zagładę, cywilizacyjnie cofnęli się do epoki kamienia łupanego. Rozpalają swój pierwszy ogień, używają do tego artefaktów z przeszłości. Sięgnęli po dwa granaty ręczne. Stukają więc jednym o drugi w nadziei, że zobaczą upragnioną iskrę. Zobaczyli.
Rozumiecie? Taki jest właśnie Franquin. Bezlitosny. Jak w tej historyjce, w której facet po 20 latach pracy z młotem pneumatycznym znajduje ukojenie w spacerach z dzieckiem. Ukojenie ukojeniem, ale faceta niezmiennie targają drgawki po tych 20 latach pracy z młotem. Jest ornitologiem amatorem, naprawdę zna się na ptakach. Chodzą, mężczyzna opisuje gatunki (ciągle z drgawkami), czerpie z tego radość. Aż do momentu spotkania dzięcioła. Nie napiszę co się stało. Gdyby zekranizować tę historyjkę, musiałby dostać najwyższą kategorię wiekową.
Nie wszystkie dowcipy są udane. Sporo jest jest jednak wybitnie zabawnych.
Styl Franquina jest niepokorny. Rzeczywiście operuje tylko czernią i jest to niebywałe ile szczegółu udaje mu się wyciągać z postaci, krajobrazu, ruchu. Tu wszystko żyje. Autoironicznie wypadają te momenty, gdy w jednej opowieści klaun przy nocnym pejzażu (nieliczny przypadek, gdy postać jest narysowana klasycznie) przechyla się aż nadto i wpada do czarnej wodnej toni. Wychodzi z niej i jest już tym charakterystycznym Franquinowskim bohaterem, całym w czarnych myślach. Piękne.
Po lekturze Czarnych myśli wiedziałem już, że znalazłem swój komiks, do którego mogę wracać w różnych chwilach. Mogę z niego czerpać, cytować, wspominać, dzielić się w różnych miejscach całymi opowiastkami, pojedynczymi kadrami. Jest z czego podbierać.
Rysunki: Andre Franquin
Scenariusz: Andre Franquin
Tłumaczenie: Jakub Syty
Ilość stron: 72
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Kurc
Format: 215 x 290 mm