Cyrk straceńców

Mike, Joe i Malcolm. Trójka mężczyzn, wyczynowych skoczków spadochronowych. Trójka straceńców wykonujących ekwilibrystyczne pokazy w powietrzu. Jeżdżą od miasteczka do miasteczka, sprzedają po kilkaset biletów na swój show i jadą dalej. Narwańcy, igrają ze śmiercią, uwodzą kostuchę. Są odważni, czy są to głupcy, którzy narażają swoje życia? I dlaczego to robią? Ta forsa nie jest jakaś wielka, nie mogą liczyć na fanklub. Nie ma więc w tym zajęciu opcji ze „sławą i pieniędzmi”. Czyżby każdy z nich miał jakiś rachunek do wyrównania ze śmiercią?

Malcolm jest cichy i skromny. Kiedyś wyskoczył z okna mając 10 lat. Teraz po wielu latach wraca do rodzinnego miasteczka, by z kolegami z trupy dać pokaz. Wszyscy go tu znają, ale on sam jest jakiś nieobecny. Nie ma już 10 lat, nie skacze z okna, tylko z samolotu.

Joe jest szalony. Żyje dniem dzisiejszym, o jutro modli się w kościele. Jest pewny siebie, ale to fasada, boi się jak każdy. Zakrzykuje śmierć.

A Mike? Mike jest już po drugiej stronie. Na chwilę jednak wrócił. W miasteczku, w którym dają pokaz poznał kobietę. Znalazł z nią wspólny język. Coś ich chyba łączy. Problem jest taki, że kobieta ma męża.

Cyrk straceńcówCyrk straceńców, o emocjach które trzeba zgubić w powietrzu.

Oryginalny tytuł filmu Johna Frankenheimera to The Gypsy Moths. Dosłowne tłumaczenie to ćmy cygańskie. To rodzaj szkodliwych motyli, które żywią się liśćmi z drzew. Szczególnie natomiast gustują w dębach. Czy można tytuł filmu Johna Frankenheimera czytać jako metaforę, czy jednak nie zapuszczać się w takie rejony?

Pole do interpretacji jest dość szerokie. Raz, że te nasze filmowe ćmy rzeczywiście podróżują, podgryzają społeczną tkankę. Mike zmienił coś w życiu rodzinnym Elizabeth (Deborah Kerr), które było stałe i nieporuszone jak życie starego dębu. Dwa, że w jednym popisowym, tym najbardziej niebezpiecznym numerze skoczek przywdziewa pelerynę, która upodabnia go właśnie do tego niezbyt urodziwego motyla.

Niedoceniony film Frankenheimera.

Dla Frankenheimera to był bardzo dobry intensywny twórczy okres. Kilka lat wcześniej nakręcił Twarze na sprzedaż. Praktycznie ciągle w pracy, nowe tytuły rok w rok. Cyrk straceńców jest tym trochę niedocenianym obrazem. Warto jednak zwrócić na niego uwagę. Oszczędny Lancaster gra mężczyznę pozbawionego życia, w którym zaczyna się coś tlić gdy poznaje kobietę. Hackman gra tego żywiołowego faceta, który śmieje się śmierci w twarz, ale jest to zachowanie na pokaz. Scott Wilson gra najmłodszego z nich, wpatrzonego w starszych kolegów, który z biegiem czasu zdaje sobie sprawę, że te skoki to tylko przedłużająca się ucieczka. Ciekawą rolę miała tu również Deborah Kerr zawieszona w pozbawionym emocji życiu małżeńskim.

Cyrk straceńców

To dobry film, w którym powinienem pewnie docenić również emocje w powietrzu. Tutaj jednak były mi kompletnie obojętne. Ładne powietrzne zdjęcia nie zastąpią bowiem tego, co dzieje się na ziemi. Na uwagę zasługuje również bardzo melodyjny motyw przewodni od kompozytora Elmera Bernsteina Polecam.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 107 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: John Frankenheimer
Scenariusz: William Hanley, James Drought (na podstawie powieści)
Obsada: Burt Lancaster, Deborah Kerr, Gene Hackman, Scott Wilson
Zdjęcia: Philip H. Lathrop
Muzyka: Elmer Bernstein