Komiks chorwackiego artysty Miroslava Sekulic-Strui jest wybitny, wizualnie dość wymagający. Dla mnie nieco awangardowy, ale po pierwszych planszach byłem już zachwycony. Stylem przypomina mi trochę prace Nikifora (trochę!). Trzeba się wczuć, odkrywać tła, emocje. Językowo jest doskonały, słowem uderza nieco w uliczną poetykę. Miałem skojarzenia z prozą Doroty Masłowskiej, którą szczerze uwielbiam. Niektórzy już to zdążyli zauważyć. Natomiast scenariusz to już bardzo mocna i przejmująca podróż. Krążymy wokół historii mężczyzny z połamanym życiorysem. Kluczowym motywem jest miłość, ale ta sama miłość zakwitła na wyjątkowo mało urodzajnej glebie. Jest tam dużo smutku, jest i choroba psychiczna (ważny aspekt), a w tle demony.
Razem w szczęściu, za zasłoną dymną.
Stali czytelnicy wiedzą, że swego czasu dość dużo miejsca poświęciłem kinematografii z Półwyspu Bałkańskiego. Intrygowało mnie niezmiennie (i wciąż intryguje) podejście filmowców do wojny w Bośni i Hercegowinie. Rozpad kraju, te wszystkie okropne historie gdy sąsiad mierzył z karabinu do sąsiada. W kotle bałkańskim kipiało, wrze i nic się tam chyba nie zmieni. Filmy ukazujące sytuację na Bałkanach wcale nie muszą dotyczyć działań stricte zbrojnych (takich jest stosunkowo mało) by pokazać wojnę i co wojna robi z ludźmi. I taki też jest Petar i Liza. To obraz przejścia z jednego systemu do drugiego. Z marazmu do zgnilizny, z biedy w pustkę, ze szpetnych ulic w te brzydkie. Na tym tle radość może przynieść tylko miłość dwójki ludzi, Petara i Lizy.
Historia rozpoczyna się od wglądu w dość przygnębiający żywot Petara. Mamy obrazki z jego służby w jugosłowiańskiej armii. Tam Petar doświadczy rutyny, nic się nie dzieje, rozrywka to nocny wypad do miasta. Po powrocie w rodzinne strony Petar nie może znaleźć swojego miejsca. Kraj nie zachęca do tego, by go pokochać. Wszyscy wokół chłopaka znajdują się wpół drogi do krawędzi. Alkohol, narkotyki, degrengolada, rodzinne historie to te historie najgorsze. Mieszkania to rudery, ludzie przewalają się po schodach, panuje bezrobocie.
Petar i Liza to piękny komiks o uczuciu, chorobie i nadziei.
Ale Petar jakoś trwa ze swoją duszą poety. Znajomi wspominają go i rozmawiają o nim w kontekście pisarstwa. Najwyraźniej Petar próbuje uchwycić swoje lęki w słowach. To przyda się później. Żeby napisać coś prawdziwego, trzeba coś prawdziwego przeżyć. Petar jakoś trwa w tych trudnych warunkach. Jest nie tyle odporny, co jest raczej za jakąś niewidzialną ścianą. Ma swój świat, do którego czytelnik ma wgląd. I pojawia się Liza, zaraz potem szczere uczucie. O ile w miłości jest zawsze lepiej niż w pustce, to sytuacja polityczna i sytuacja na ulicy wcale tej miłości nie koloruje. Jest tak samo szaro, chociaż widzimy sporo barw. Wystarczy jednak spojrzeć na twarze. To twarze zmęczone, poorane traumami, chowające przykre tajemnice.
Jest raczej pewne, że na treść i styl Petara i Lizy wpłynął życiorys autora. Wychowywał się w sierocińcu, służył dziesięć miesięcy w chorwackich siłach zbrojnych. To wszystko musiało mieć wpływ na artystyczną wrażliwość, a utracone wojenne pokolenia są jednym z tematów przewodnich tego komiksu.
To trudny komiks, obrazki wszechobecnego rozkładu nawet jeżeli są zaprezentowane w tak silnych kolorowych kontrastach mogą być nie do zniesienia dla co niektórych czytelników. Jest czasem naprawdę surowo, potrafi być też przytłaczająco również dzięki ogromnej ilości szczegółów. Ale to wszystko jest metodą na pokazanie czegoś istotnego. Bałagan na ulicy jest odzwierciedleniem tego, co dzieje się w głowie Petara.
Miłość potrafi wytrącić na chwilę demony, ale one tak naprawdę nigdy nie odejdą. Czają się za rogiem, są cierpliwe, drzemią sobie w swych parszywych norach. O tym jest przede wszystkim Petar i Liza. Polecam.
Scenariusz: Miroslav Sekulic-Struja
Ilość stron: 168
Oprawa: twarda
Tłumaczenie: Ada Wapniarska
Wydawnictwo: Timof i cisi wspólnicy
Format: 210 x 290 mm