Brzuch architekta

Brzuch architekta już w tytule przemyca pewien nastrój. To bardzo zabawny film, z którego można śmiać się w towarzystwie, ale w samotności jest niezwykle krępujący i bolesny. Greenaway kręci się znaczeniowo wokół sztuki, to ona jest tutaj najważniejsza, chociaż główny bohater, architekt, ma obsesję na punkcie własnego brzucha.

Brytyjczyk kręci więc film o Amerykaninie, który przyjeżdża do Włoch by przygotować wystawę o dorobku artystycznym francuskiego architekta Étienne-Louis Boulléego. Amerykaninem jest Stourley Kracklite (Brian Dennehy). Kracklite cierpi, chociaż nie daje tego po sobie poznać. Na początku cierpi, gdy jest sam. Dopiero później wyrzuca to cierpienie na zewnątrz. W Rzymie podejmowany jest jak wybitna postać ze świata architektury, nie sposób odebrać mu zasług na tym polu. Jednak Kracklite’a trawi jakiś kompleks. Nawet nie jeden. I to go niszczy, pożera od wewnątrz, popycha w nicość.

Brzuch architektaBrzuch architekta jako wspaniała podróż po zabytkach Rzymu.

Kracklite ma na pewno świadomość, że nie dorówna swoim mistrzom. Największe rzeczy zostały wzniesione, najpiękniejsze budynki postawione. Architekci, niektórzy ze swoją manią wielkości, muszą sobie zdawać sprawę, że czas wyuzdanych kolosów już minął. Nawet Boullé nigdy nie zrealizował mauzoleum Izaaka Newtona. Dzisiaj, w Rzymie, ma być oddany hołd jego zasługom. Architektura potrafi uwznioślić ideały, dać wyraz potęgi władcy, uhonorować coś, odcisnąć piętno na całej dekadzie. W takim tonie ma być poprowadzona wystawa, ale główny bohater traci kontrolę nad projektem. I te bóle brzucha, tutaj wszystko się zaczyna (mężne brzuchy na rzeźbach) i kończy (opasły brzuch Kracklite’a z jego gastrycznymi problemami). Wiemy, że przypadłość fizyczna to tylko ujście innych problemów. Cierpi głowa, mężczyzna jest zagubiony, dużo młodsza żona jest niewierna, a wystawa okazuje się być sponsorowana przez człowieka, który rozpływa się w zachwytach nad byłymi dokonaniami Mussoliniego. Wszystko idzie nie tak.

Głębokie przesłanie, urzekające zdjęcia. Praca autora zdjęć to majstersztyk.

Widziałem już wiele pięknych filmów, ale raz na jakiś czas zdarzy mi się zobaczyć film od twórców, którzy to piękno mają pod całkowitą kontrolą. Poprzednim razem był to na pewno Konformista Bernardo Bertolucciego ze zdjęciami Vittorio Storaro. Pod względem formy Brzuch architekta jest tak samo urzekający, obraz jest olśniewający, symetryczne kompozycje genialnie przygotowane. Sacha Vierny, francuski autor zdjęć, stały współpracownik Greenawaya, zaskakuje odwagą przy budowaniu filmowych ilustracji. Raz jest to przepych, czasem kompletna asceza. I nie możemy zapomnieć o fantastycznym podkładzie muzycznym autorstwa belgijskiego kompozytora Wima Mertensa. Całe to międzynarodowe towarzystwo złapało w mocnym uścisku coś bardzo intymnego, bo Brzuch architekta, pomijając to całe rozpasanie formalne (muzyka, zdjęcia, wspaniały wybuchowy Brian Dennehy, którego moglibyście nie podejrzewać o takie szarże), jest dziełem o ludzkiej naturze i ludzkich słabościach.

Brzuch architekta

Greenaway nakręcił piękny artystyczny poemat o udrękach duszy. Prawdziwą przyjemność mogą tu odczuć osoby zaznajomione z dziełami sztuki (takie wyniosą najwięcej). Ci, którzy szukają rozrywki w ściąganiu warstw znaczeniowych, będą również usatysfakcjonowani. To przecież dramat psychologiczny, spoglądanie na człowieka w chwili jego rozkładu. Niegdyś prężny i mężny, okazuje się słaby i mały. Na własne życzenie? Poniekąd.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 120 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Peter Greenaway
Scenariusz: Peter Greenaway
Obsada: Brian Dennehy, Chloe Webb, Lambert Wilson
Zdjęcia: Sacha Vierny
Muzyka: Wim Mertens