Marty McFly nawet nie zdawał sobie sprawy z tego ile miał szczęścia z tym, że jego DeLorean DMC-12 przeniósł go w trzeciej części Powrotu do przyszłości na Dziki Zachód Roberta Zemeckisa. A przecież nie musiało być tak kolorowo, mógł wylądować na Dzikim Zachodzie Petera Berga ze Świtu Ameryki.
Oczywiście z tym Peterem Bergiem to przesada, nie jest on niczemu winien, że Dziki Zachód był taki jak w serialu Świt Ameryki. To ten sam Dziki Zachód chociażby z książek McMurtry’ego, znany również z licznych filmowych westernów. Ale to też Dziki Zachód, który mógłby z miejsca stać się krajobrazem w nurcie postapokaliptycznym. Niedaleko bowiem degeneratem ze Świtu Ameryki do degeneratów z filmu Mad Max 2 Wojownik szos. Zabić, żeby przeżyć, wcześniej zgwałcić i coś zjeść.
Świt Ameryki opisuje mało znany historyczny epizod.
Jestem zachwycony i szczerze zaskoczony tym, że Peter Berg porzucił swoją strefę komfortu (kręcenia mimo wszystko dość bezpiecznego kina). Od zawsze darzyłem go sympatią, niezależnie po której stał strony kamery. A to, że najczęściej współpracował z Markiem Wahlbergiem (też mam słabość) bardzo mi odpowiadało. I jednocześnie bardzo się cieszę, że Wahlberga w serialu nie ma. Chyba panowie byli zgodni, że fizys Marky Marka jakoś nieszczególnie by pasował do pejzażu, a i sam tytuł straciłby trochę na wiarygodności.
Ta zaś, wiarygodność, wydaje się być tu cechą najważniejszą. Jaki jest więc western Petera Berga? Jest to western okrutny.
Peter Berg nie ma litości. Nie ma jej ani dla swoich bohaterów pierwszoplanowych, nie ma jej tym bardziej dla tych, którzy wypełniają wątki poboczne. Nie ma ich znowu (wątków) tak wiele. Wszystkie natomiast rozpoczynają się od bestialskiego napadu, masakry pod Mountain Meadows na osadnikach, którzy zmierzali na zachód. Stoi za tym mormoński legion, który nie życzy sobie zwiększonej ilości wojsk na terenie stanu Utah. Wydarzenia sięgają roku 1857. Na ten punkt w historii datuje się wojnę w Utah pomiędzy mormońskimi osadnikami, a rządem federalnym Stanów Zjednoczonych. Nie był to długi konflikt, trwał zaledwie rok. W serialu będziemy świadkami mordu jakiego dokonali wyznawcy. To punkt zwrotny w scenariuszu, czyli wydarzenia w których biorą członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich i późniejsza próba zatuszowania masakry.
Dziki czas, twardzi ludzie, radość z dnia następnego.
Okrutny ponad miarę, dobrze rozplanowane wątki, tempo, ale też strona techniczna serialu. Jacques Jouffret, autor zdjęć, to stały współpracownik Petera Berga. Wspólnie wypuścili cztery pełnometrażowe filmy (Eskorta, Ocalony, Żywioł. Deepwater Horizon, Dzień patriotów). Lubię wszystkie, jak widać bardzo pasuje mi filmowy język Petera Berga. Jouffret pięknie przedstawił dziką naturę, a operatorskimi patentami zbliża się tutaj do Emmanuel Lubezkiego i jego pracy przy Zjawie. To porównanie pada zresztą często, jakoby Świt Ameryki estetycznie stał obok obrazu Alejandro G. Iñárritu. Nie będę z tym polemizował, widać to od razu. Nie ma też w tym nic złego, to dobre wzorce, trzeba tylko się cieszyć, że twórcy serialu, którego dystrybucją zajął się potentat na streamingowym rynku dorównuje jakością wysokobudżetowemu spektaklowi kinowemu.
Zatem western Petera Berga jest wyborny. Jest bolesny, oferuje wspaniałe doznania estetyczne. Miejscami jest naprawdę groźny, trzyma w napięciu i ma troszkę ckliwe zakończenie, które nie musi przypaść wszystkim do gustu. Cóż, Peter Berg hołduje trochę hollywoodzkim wzorcom, ale nie można się na to gniewać. To sześć wybitnych odcinków z mało znanego historycznego epizodu, o odważnych ludziach, bohaterstwie, tchórzostwie, fanatyzmie i o czasach, w których dotrwanie do kolejnego dnia było już sporym sukcesem.
Reżyseria: Peter Berg
Czas trwania: 6 x 36–63 minut
Scenariusz: Mark L. Smith
Obsada: Taylor Kitsch, Betty Gilpin, Dane DeHaan, Saura Lightfoot-Leon, Derek Hinkey, Joe Tippett
Zdjęcia: Jacques Jouffret
Muzyka: Explosions In The Sky