W zalewie różnej jakości seriali trudno czasem dostrzec ten jeden, niemal idealny, który mieni się tak pięknym blaskiem. Ripley to perła, która zdarza się raz na jakiś czas, warto o nim mówić, warto pisać. Na pewno trzeba polecać. To również serial wykwintny, stonowany, chociaż opowiada o czymś okropnym, o zbrodni.
Kino kocha prozę Patricii Highsmith, kino kocha kryminał i postać Thomasa Ripleya, cwaniaka, złodzieja, mordercy. Dlatego kryminał w wykonaniu Highsmith był (jest!) między innymi tak poczytny, oferuje inne spojrzenie na zbrodnie. To perspektywa manipulatora, który przyjmuje tożsamość swojego celu. Dla Thomasa Ripleya od zawsze, od czasu pierwowzoru literackiego (pierwsze wydanie było w 1955 roku), przez wszystkie ekranizacje Utalentowanego pana Ripleya, celem był Greenleaf (Dickie, Richard, lub Philippe biorąc pod uwagę różne wersje ekranizacji) syn zamożnego pana Herberta Greenleafa, przedsiębiorcy ze Stanów Zjednoczonych. Źle trafił ojciec Dickiego, złej osobie powierzył „misję” nawrócenia swojego marnotrawnego syna, który bawi się aż za dobrze w słonecznej Italii. Traf jednak chciał, że padło na Toma, na początku drobnego jeszcze oszusta.
Nastała kiepska pogoda dla bogaczy.
Tom ma udać się do Włoch i namówić Dickiego do powrotu. Dostaje na to pieniądze i czas. Tom ma jednak swój plan, który po drodze ewoluuje co najmniej kilka razy. Ostatecznie, bo taki jest zamysł historii i to się urzeczywistnia raz za razem przy wersjach kolejnych scenariuszy, Tom przyjmuje tożsamość Dickiego.
Czy to godne pożałowania z mojej strony, że kibicowałem Tomowi? Czy to okrutne, że życzyłem mu, by utarł nosa panom tego świata, którzy raz za razem wywyższali się, piętnowali mężczyznę, który nie miał takiego obycia, nie przyjął takiego wykształcenia, nie potrafił być może tak kwieciście się wysłowić?
Istotą opowieści jest to, że ten pochodzący z niższych sfer mężczyzna ubiera szaty arystokracji (w dużym uproszczeniu, bo chodzi głównie o zamożność), nabiera manier, faszeruje się sztuką, zaopatruje się w drogich sklepach, wygładza język, w końcu patrzy z góry, a nie jak zwykle spode łba. Jest już kimś, jak oni, ci którzy nie muszą nic robić, by coś im wychodziło. Tak, to niezmienny element filmowych wersji. Oprócz kryminału mamy tu satyrę (w omawianym serialu najbardziej ciętą, bo pozwala na to format) na wyższe sfery. Skupmy się więc na ośmioodcinkowym serialu z Netflixa.
Richard „Dikie” Greenleaf maluje, choć z pędzlem mu nie po drodze, a jego luba, pisze książkę. Chyba przewodnik po miejscu, w którym osiadła dzięki Richardowi. Dziewczyna z Minnesoty odkrywa włoskie korzenie, których nie posiada. I to jest ten styl życia w serialu, to groteskowe uczucie, że czegokolwiek zamożni by nie robili, jakkolwiek by to puste i kiepskie nie było, ktoś to doceni. Fajna jest to więc zabawa, można ją sobie ot tak porzucić, chwycić się czegoś innego. Wystarczy pędzel, maszyna do pisania. Coś, co dla niektórych jest ciężkim kawałkiem chleba, dla nich jest kaprysem. Nikt nie sprowadzi ich na ziemię, że nie posiadają za grosz talentu, nawet Ripley, bo on akurat ma swoje motywacje, więc będzie schlebiać, chociaż swoje widzi i swoje wie.
Ripley, serial wybitny.
Osiem odcinków to aż nadto by uwypuklić ważne akcenty z prozy Highsmith. To, co nie mogło dokładnie wybrzmieć u Anthony’ego Minghelli w 1999 roku, czy wcześniej u René Clémentego w W pełnym słońcu w 1960 roku, tutaj jest dokładnie rozrysowane, wyraziste, z mocnym czarnym konturem. Nic nie uszło uwadze Stevenowi Zaillianowi, świetnemu amerykańskiemu scenarzyście i reżyserowi, który objął pieczę nad wszystkimi epizodami Ripleya. Styl Zailliana określiłbym mianem skrupulatnego. Drobiazgowy jest więc Zaillian w swojej pracy i jako scenarzysta i jako reżyser.
Osiem odcinków to przepięknie sfotografowane przez Roberta Elswita Włochy. Zaczynając od Atrani (filmowcy ostatnio lubią to miejsce, tam rozgrywała się akcja trzeciej części Bez litości), przez Rzym, Palermo, Neapol, po Wenecję. Piękne miasta położone na półwyspie Apenińskim zostały sfotografowane przez Elswita z pietyzmem. Kadry są wysmakowane, gotowe do oprawienia i wystawienia w salonach. Tak, decyzja o czarno-białym kolorze na pewno dodaje artyzmu. Robert Elswit, stały współpracownik Paula Thomasa Andersona (sześć wspólnych filmów) odegrał tu znaczącą rolę. Czerń i biel to szyk i elegancja, ale jednocześnie te dwa dominujące kolory dodają czegoś istotnego, mają wpływ na fabułę. Cień, światło, postaci ukrywające się w mroku, dobro i zło czują się tu bardzo swobodnie, nie są uzależnione od koloru. Trzeba też wspomnieć, że operator i reżyser współpracowali wcześniej przy świetnym serialu Długa noc. Poznali się więc, to wpłynęło na kształt omawianego utworu.
Dopracowany, pełen szczegółów, prawdziwa telewizyjna przyjemność.
Myślę, że Steven Zaillian, dzisiaj filmowiec bardzo już doświadczony, nawet spełniony nakręcił serial kompletny, ale też bardzo spójny. Część widzów może narzekać na brak wyrazistych emocji. Owszem, one są przykryte, wszystkie ukrywa Andrew Scott, fenomenalny w swojej roli Ripleya. Jest zimny, przebiegły, ale co najciekawsze w odniesieniu do ośmiu odcinków, on się uczy. Tak, to zbrodniarz, który dopracowuje swoją zbrodnię, wpada w pułapki, musi improwizować, jest zdeterminowany. Prawdziwą przyjemnością jest nawet oglądanie jak on te emocje skrywa, jak markuje swoją naturę. Jednak nie tylko Scott dostrzegł geniusz w materiale przygotowanym przez scenarzystę Zailliana. Para Marge i Dickie, czyli Dakota Fanning oraz Johnny Flynn to kwintesencja każdego ponurego żartu o bogaczach. Ta sama para mogłaby zasilić kolejny sezon w Białym Lotosie ze swoimi problemami, które tak naprawdę nie istnieją, są wymyślane bo przecież coś trzeba robić.
Szczególne uznanie należy się Eliot Sumner, czyli Freddiemu, dzisiaj jest „dramaturgiem”, jutro… cholera go wie na co wpadnie, ma przecież nieograniczone środki na kolejną profesję.
Wspaniały jest to serial, dopracowany, szczegółowy. Opowiada o czasach, w których taki patent kryminalisty mógł się powieść, bo i komunikacja była utrudniona (listy, telegramy, czas potrzebny na dotarcie wiadomości) i zabezpieczenia kiepskie (podrobione podpisy, jedna pieczątka, kilka tanich sztuczek).
Polecam
Twórca: Steven Zaillian
Gatunek: thriller
Reżyseria: Steven Zaillian
Scenariusz: Steven Zaillian
Obsada: Andrew Scott, Dakota Fanning, Johnny Flynn, Eliot Sumner, Margherita Buy
Zdjęcia: Robert Elswit
Muzyka: Jeff Russo