Powrót do domu

Hal Ashby, czołowy hippis Hollywood, buntownik z kamerą, niepoprawny w swoim podejściu do filmowych fabuł. Niepoprawny i niepokorny. Pamiętam, gdy jako nastolatek oglądałem jego Harold i Maude, nie zrozumiałem go. Jasne, miał w sobie ten utwór niezwykły powab. Ale oprócz czarnego humoru, świetnych piosenek i przejmującej gry aktorskiej z przesłania za dużo nie wyniosłem. Nie rozumiałem, że Harold i Maude to głównie pochwała życia i walka ze stereotypami. Do Ashby’ego trzeba na swój sposób dojrzeć, myślę że dotyczy to większości filmów, które oglądaliśmy wówczas, w czasach licealnych.

Ashby ma dryg to portretowania związków dość nietypowych, do opowiadania o pewnych niewygodnych ludzkich zespoleniach. Tutaj w Powrocie do domu znowu to zrobił, chociaż jest to głównie film o przesłaniu antywojennym. W dodatku jest to jeden z mocniejszych filmów z tego nurtu, miejscami prawdziwy antywojenny ładunek, która potrafi przerazić, doprowadzić do wrzenia, nerwowo rozstroić. Powinien pojawić się też ten niemy gniew, który czujesz, gdy jakaś historia już się wydarzyła, a ty możesz ją rozpatrywać tylko z pozycji widza.

Powrót do domuPowrót do domu, melodramat i przejmujący film antywojenny.

Hollywood wypatroszył Wojnę Wietnamską na wszystkie sposoby. W nawiązaniu do wydarzeń powstawały filmy z każdego gatunku. Za Wojnę w Wietnamie brały się też i inne kraje. I ja lubię ten temat. To ciągle fascynuje, ten straceńczy wypad wojsk amerykańskich i walka z komunistami, którzy podobno zagrażali światu. Dobre sobie. Filmy nie dotyczyły jednak tylko działań stricte wojennych. Z wojny trzeba było wyjść, pożegnać się z nią, powrócić do domu. Trzeba też było walczyć o jej zaprzestanie. Ruchy antywojenne też miały swój czas i miejsce na celuloidowej taśmie. Hal Ashby nie wyruszył z kamerą na Filipiny jak Francis Ford Coppola czy do Tajlandii jak Michael CImino (Łowca jeleni, z którym Powrót do domu konkurował na festiwalach filmowych w 1978 roku). Ashby pozostał w Ameryce.

Powrót do domu to opowieść nie tylko o tym jednym powrocie. To historia powrotów jako takich. Mrożące są już sceny otwierające, gdy w szpitalu wojskowym inwalidzi grają w bilarda. Zgorzkniali, przesiąknięci cynizmem, poruszają się wokół stołu na łóżkach szpitalnych. Wczoraj oddawali krew za kraj, dzisiaj tylko kał i mocz i to często bez kontroli. taki to obraz weterana.

Hal Ashby rozdrapuje rany, daje też nadzieję.

I na tym tle, w krajobrazie pustki i rozpaczy rodzi się coś pięknego, Miłość wyrasta po raz kolejny na ziemskim padole nie zważając na uwarunkowania, okoliczności, czy ktoś jest kaleką, czy ona ma sprawnego męża na drugim końcu świata. Fabuła wchodzi na pole melodramatu, ale Ashby nie zapomina ani razu, że musi dać widzom do myślenia. Musi ich poruszyć, pokazać, że wojna jest głupia, niepotrzebna. Obraz szpitala jest przytłaczający, ranni, pozbawieni kończyn weterani są obsługiwani jak w jakiejś magazynowej hali, bezwolni, przesuwani, przeciągani, w ciągłej kolejce pomiędzy myciem, jedzeniem, wypróżnianiem się.

Powrót do domu

Hal Ahsby nakręcił film o walce własną godność. Nakręcił poruszający dramat o’wojennych ofiarach, o inwalidach którzy nie mogą pogodzić się z tym, że są teraz na marginesie życia. Dał im nadzieję, a mając na uwadze, że Ashby to artysta niepokorny, sportretował też związek żony wojskowego oficera (który stacjonuje w Wietnamie) z żołnierzem, którego poznała w szpitalu dla weteranów. Mocne, prawdziwe, życiowo tak trudne jak przełknięcie czegoś do przełknięcia niemożliwego. Ale w materii filmowej bardzo przejmujące, szczere i uczciwe. Aż chciałoby się napisać, tak najbardziej kolokwialnie, że czasem bywa i tak.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 128 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Hal Ashby
Scenariusz: Waldo Salt, Robert C. Jones
Obsada: Jane Fonda, Jon Voight, Bruce Dern
Zdjęcia: Haskell Wexler