Jedyne co z tych wojen dobrego może wynikać, to chyba tylko te dzieła kultury, które tworzą autorzy, uczestnicy tych wszystkich dramatycznych wydarzeń. Przez wszystkie utwory, niezależnie od tego czy są to filmy, czy książki, komiksy, mogą też być działania na innych polach (vide Tom Savini, specjalista od efektów praktycznych, który wykorzystał swoje wojenne traumy na polu horroru) przebija prawda.
Prawda jest zawsze okrutna, ponura, dobijająca. I niezależnie od tego jaki byłby to konflikt, człowiek zabiera kawałek wojny do domu. Ludzie nie chcą takiego bagażu, to pewne. Ale jak już z nimi jest ta pamięć o działaniach wojennych, widok rannych przyjaciół, rozczłonkowanych, krzyczących, skamlących, wołających o dobicie, to próbują, jeżeli mają taki talent, zrzucać ten bagaż na papier, taśmę filmową, przełożyć na muzykę. To forma autoterapii, ale i przekuwanie swoich doświadczeń na coś dobrego i autentycznego.
Wieczna wojna, lektura na każdy czas.
Czytałem Wieczną wojnę kilka dekad temu jako nastolatek. Okazuje się, że mało co z niej zrozumiałem. Piszę tylko o adaptacji komiksowej, powieści Joego Haldemana z 1974 roku nie znam. Ale komiks pamiętam. Okazuje się, że pamiętałem tak naprawdę pojedyncze rysunki, pamiętałem założenie fabularne, ale nie pamiętałem ciężarów. Nie rozumiałem komiksu. Wówczas było to dla mnie tylko sci-fi z dużą domieszką akcji. Strzelanie do obcych, statki kosmiczne. Nie mogę mieć tego za złe tamtemu nastolatkowi. Ale dzisiaj? Dzisiaj te ciężary trudno unieść, nawet w tym komiksie, które po tylu latach od wydania (sięgnąłem po wydanie zbiorcze) potrafi złapać w żelazny uścisk.
Długo myślałem o sile tego tytułu i o tym, co z niego wychodzi przede wszystkim dzisiaj dla mnie, dla czytelnika dorosłego i świadomego. Głównie widzę tu wściekłość Haldemana, scenarzysty. Tą wściekłość doskonale zrozumiał Marvano (Mark van Oppen), belgijski ilustrator.
Wściekłość, rozżalenie, rezygnacja. Rzeczy, które przynosisz z frontu.
Fabularnie to rzecz jasna wojna, czyli bzdura. Historia konfliktu, który nie powinien się wydarzyć. Ogromne wrażenie robi ta opowieść, gdy zrozumiemy, że na pole sci-fi zostały po prostu przełożone wspomnienia autora z Wietnamu, Wieczna wojna powinna nabrać wówczas dodatkowego realnego wymiaru. Haldeman jest tutaj rozczarowany. Wściekłość, owszem, przeziera przez tą opowieść. Ale za wściekłością idzie rozczarowanie, smutek. Później przychodzi zobojętnienie, wkraczają traumy. Wieczna wojna to cały proces wyżymania ludzkiej jednostki na polu niepotrzebnej wojny. Brutalne realia na froncie, utrata przyjaciół, wypadki, kolosalne błędy dowództwa, czasem zwykły niefart, na końcu to co zawsze, czyli pytanie „po co?”.
Chyba tylko po to, żeby powstał taki komiks, taki film jak Urodzony 4 lipca, żeby wcześniej James Jones napisał swoje książki. Wieczna wojna jest brutalna, za dojmującą treścią idzie podobna atmosfera płynącą z rysunku. Marvano nie owija w bawełnę, wojna to krew i mięso. Wojna to paskudna rzecz i nie ma tu cofania się. Absolutnie bezkompromisowy popis w wykonaniu scenarzysty i ilustratora. Dla takich rzeczy blogerzy, krytycy, zwykli czytelnicy tworzą swoje „rekomenduję”.
Rysunki: Marvano
Scenariusz: Joe Haldeman
Tłumaczenie: Bartek Chaciński
Ilość stron: 168
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Egmont
Format: 223 x 239 mm