Jak to jest być serialem jednocześnie bardzo dobrym i szmirowatym? Myślę, że twórcy serialu Cross mogą nam odpowiedzieć na to pytanie. Naprawdę, to jest szczególny przypadek. Wiem, że wielu widzów odpadnie przy pierwszych potknięciach fabularnych (i to tak kolosalnych). Zwrot „zawiesić niewiarę” nabiera tu nowego znaczenia. Niewielu na to stać. Wiem jednak, że są tutaj czytelnicy i widzowie przede wszystkim, którzy docenią serial. Ja doceniłem na kilku polach.
Wyobraźcie sobie mikser, do którego wkładamy wszystkie thrillery z lat 90., dorzucamy fotografie najbardziej znanych seryjnych morderców ze Stanów Zjednoczonych sprzed kilku (co najmniej!) dekad. Miksujemy i wlewamy do kubełków podzielonych na osiem epizodów. Tak, jeżeli nie chce wam się poznawać całej kultury amerykańskich thrillerów, to Cross jest takim reader’s digest z tego tematu. Jeżeli interesujecie się (fuj) sprawami seryjnych zabójców, również z wiadomego kontynentu, to Cross poda wiele szczegółów w pigułce. Poza tym bawi się konwencjami, ale i zarazem jest nieznośny gdy idzie o działania policyjne.
Samoświadomość? Mam nadzieję.
A może to samoświadomość i zabawa kiczem? A niech i tak będzie. Jeżeli bowiem całość podobała mi się, dobrze się bawiłem, a jednocześnie śmiałem się do rozpuku łapiąc się jednocześnie za głowę, to przyznacie, osobliwy musiał to być seans. Ale taki jest właśnie Cross, najlepszy i zarazem bardzo zły.
Co ciekawe, jakoś udaje się wyjść z kilku pułapek twórcom. Intryga znajduje ujście, w finale można to wszystko sobie wytłumaczyć. Porozrzucane zabawki znajdują swoje miejsce na półce. Ponownie, niebywałe.
Największy plus serialu to jego pewien wywrotowy charakter. Bohaterem jest czarnoskóry policjant z Waszyngtonu. Jest gwiazdą wydziału zabójstw, nie ma sobie równych w rozpracowywaniu profili morderców. Te przesłuchania, które prowadzi to crème de la crème na komisariacie. Naprawdę, warto wziąć udział w takiej sesji przypatrując się zza szyby. Cross razem z oddanym przyjacielem i partnerem Johnem Sampsonem (Isaiah Mustafa) nie są na ulicy lubiani. To kolokwializm. W Waszyngtonie trwają przepychanki z policją. Zginął społecznik, ludzie znowu oskarżają policjantów, w tym Crossa. Wywrotowość w tym taka, że Cross jest gliniarzem z krwi i kości, ściera się z czarnoskórą społecznością na wielu polach, nie brata się, nie pozwoli pluć na mundur. „Możesz się nabijać ze szczepionek na COVID, ale globalne ocieplenie zostaw w spokoju” i wiele innych dialogów nadają pewien odmienny charakter w stosunku do innych produkcji.
Thrillery w pigułce, czyli Cross jako gatunkowy szlagier.
Ale wróćmy do esencji, czyli thrillera. Aldis Hodge w roli Crossa jest wspaniały. Niezwykle charyzmatyczny, o wściekłym spojrzeniu kiedy trzeba, ze świetną prezencją. Ale nie tylko on niesie ten serial utrzymując go na powierzchni tego jeziora osobliwości. Cross jest wielki (dosłownie) i bawiła mnie każda scena, gdy wchodzi w interakcję ze swoim, jeszcze większym partnerem. Obsada to mocna strona serialu, dialogi również trzymają dobry poziom, relacje są naturalne, Cross oczywiście dominuje.
Jednak to, co wynosi ten serial ponad przeciętną to strona techniczna. Obraz jest pierwszorzędny, ma się wrażenie że to seans kinowy, kadry są przemyślane, są i emocje. Dobry jest ten patent, gdy Cross zaczyna swoją dedukcję i dochodzi do celu w swoich pomysłach. Do tego muzyka i płynność, plus twist za twistem.
Zastanawiam się, czy tą pochłaniającą serial śmieszność wielu sekwencji wypada bronić. Nie znam kulisów, nie wiem czy taki cel przyświecał twórcom, żeby bawić się właśnie konwencją, by stworzyć coś klasycznego włącznie z wieloma wpadkami, które też trzeba wpisać na poczet gatunku. Niejednokrotnie to nieporadne śledztwo, albo działania policji (tutaj szczególne jedno z przeszukaniem domu) powodują, że przez niedoskonałości lubimy go (być może) bardziej?
I nie zapominajmy o antagoniście, wyjątkowo już groteskowo aroganckim, który staje się alter ego każdego złoczyńcy z filmowych thrillerów. Przebiegły jak nikt dotąd, groźny jak mało który, przystojny i raz jeszcze arogancki.
Wylewać można żale do woli. Mógłbym i ja to robić. Ale muszę przyznać, że osiem epizodów połknąłem, to o czymś świadczy. A nie cierpię przecież na nadmiar czasu.
Czas trwania: 51 – 62 min
Twórca: Ben Watkins
Gatunek: thriller
Reżyseria: Carl Seaton, Director X, Stacey Muhammad, Nzingha Stewart, Craig Siebels
Scenariusz: Ben Watkins, Aiyana White, Ron McCants , Sam Ernst, Blaize Ali-Watkins, Jim Dunn, Gary Lundy
Obsada: Aldis Hodge, Isaiah Mustafa, Juanita Jennings, Alona Tal
Zdjęcia: Jeremy Benning, Brendan Steacy, Maya Bankovic
Muzyka: Ali Shaheed Muhammad, Adrian Younge