Z pewnością M. Night Shyamalan nabawił by się jakiejś choroby, gdyby zdecydował się na coś „klasycznego”. Klasycznego w narracji, z prostym schematem i łatwymi rozwiązaniami. Czy do swoich filmów zawsze próbuje wymyślić oryginalny scenariusz? Tak. Czy te oryginalne scenariusze sprawdzają się jako dobra rozrywka? Nie zawsze.
Mam czasem wrażenie, że M. Night Shyamalan próbuje raz za razem wyważyć jakieś nieistniejące drzwi, za którymi stoją widzowie spragnieni wydumanych twistów. Nie, takich drzwi nie ma, a ja po prostu sądzę, że M. Night Shyamalan stał się więźniem własnych wcześniejszych twórczych decyzji.
Gdybym natomiast miał wygłosić obronę końcową, to musiałbym pominąć, przede wszystkim, groteskową atmosferę na którą skazał nas M. Night Shyamalan. Obronę musiałbym skierować na konwencję, która według reżysera, miała złapać ten styl thrillerów z lat 90. z powracającym mordercą, który zawsze znajdzie drogę ucieczki i zawsze wróci.
Po nitce do kłębka? Nie, nie u Shyamalana.
Przyznaję, zwiastun
Pułapki dużo obiecuje. I jednocześnie zwiastun jest najlepszą częścią tej produkcji. Wyobraźnia pracuje, mamy pewną wizję, tworzymy sobie obrazy, które nie mogą się niestety ziścić. Koncept jest intrygujący. Na koncert popowej gwiazdy wybiera się ojciec z córką. Są ze sobą zżyci, fajny ojciec z fajną córką. Ale to morderca, psychopata, rzeźnik który ma na koncie kilkanaście ofiar. Mówi o nim całe miasto. Czyli mężczyzna prowadzi, od zawsze, podwójne życie. Musicie w to uwierzyć. Jasne, takie przypadki się zdarzają, ale tutaj mamy dwa różne bieguny, bo on jest do rany przyłóż facetem, prawie skautem, a tej drugiej strony nie poznamy, oszczędzono nam tych makabrycznych szczegółów. Wiemy z relacji, że to rzeźnik, niemalże Hannibal Lecter, więzi, torturuje, na jego tropie jest profilerka. I ta profilerka ustaliła, że morderca będzie na koncercie. Policja z całego miasta obstawiła wyjścia, mężczyzna już się nie wymknie. Ale i on, psychopata, który zmieścił się jakoś na zdjęciu z rodziną, zdaje sobie z tego sprawę. Musi grać przykładnego ojca, a jednocześnie opracować plan ucieczki.
I tym, co mnie najbardziej irytowało w Pułapce to ta przeciągnięta opowieść, historia z niespodzianką za każdym zakrętem. A przecież w nieco podobnym filmie sprzed lat, mam na myśli Mr. Brooks (2007, Bruce A. Evans) z Kevinem Costnerem, wypadło to bardziej szlachetnie, spokojniej i po prostu wiarygodnie. Jednak M. Night Shyamalan musi gotować po swojemu, bo inaczej się udusi.
Thriller, niestety nie klasyczny.
A my musimy, według jego zaleceń (by wytrwać w przyjemnym seansie) wierzyć we wszystko co jest tutaj przedstawione. Oczywiście, to taka konwencja, grzmi obrona na sali sądowej. Dobrze, niech będzie, to taka konwencja. Tylko, że do jakiegoś momentu, gdy akcja rozgrywa się w hali koncertowej, wszystko jeszcze działa. Poczucie klaustrofobii jest wyraźne, można znaleźć intrygujące elementy w tej układance, tutaj nie trzeba posiłkować się desperackimi próbami tłumaczenia, bo Pułapka mieści się w kategorii wiarygodnego thrillera. Od połowy obraz ląduje na polu pełnym niedorzeczności. Domek z kart się rozwala. Nie można traktować serio fabuły. I ten dysonans względem pierwszej połowy się nasila. No bo jeśli seans dostarczał emocji niczym z klasycznego thrillera, to co się stało że nagle stał się parodią tego thrillera. Znam odpowiedź, to ten reżyser który musi wszystko udziwnić.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 105 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: M. Night Shyamalan
Scenariusz: M. Night Shyamalan
Obsada: Josh Hartnett, Ariel Donoghue, Saleka Night Shyamalan, Hayley Mills, Alison Pill
Muzyka: Herdís Stefánsdóttir
Zdjęcia: Sayombhu Mukdeeprom