Pingwin – sezon pierwszy

Gotham to stan umysłu, a Pingwin jest być może najlepszym kluczem do rozwikłania zagadki tego miasta, do zrozumienia kryminalnego półświatka, które wydało na świat tylu zdeprawowanych antybohaterów. Pingwin nie jest więc do końca serialem o antybohaterze, a o mieście, które ma wyjątkowo żyzną glebę, by taki antybohater mógł w pełni rozkwitnąć.

Serial Pingwin to również wnikliwe spojrzenie w umysł socjopaty, który rości sobie prawo do prowadzenia interesów o naturze przestępczej. Nie ma zbyt wielu umiejętności, nie posiada szczególnych predyspozycji, ale ma naturę karalucha i szczura. Przetrwa, wszędzie się wciśnie, wgryzie się w kable, popieści go prąd, znowu przetrwa, wyjdzie ze zgliszczy, wypłynie z kanałów, znowu wejdzie pod tapczan. Nie dasz rady go zatłuc przy pierwszym spotkaniu, celny cios nic go nie nauczy, z trutką też sobie poradzi.

Pingwin - sezon pierwszyPingwin, szczególny rodzaj karalucha.

Tutaj, na ulicach Gotham, czyli w mieście które wymyślił scenarzysta Bill Finger, a które po raz pierwszy zaistniało na kartach komiksu Batman w 1940 roku zobaczymy jak Pingwin będzie próbował skleić coś z niczego. Potrafi manipulować, dobrze kłamie, wie kiedy się podlizać, ale przede wszystkim doskonale wie gdzie i komu wbić nóż w plecy.

Osiem epizodów za nami, które w swoim kryminalnym anturażu przypominają mi czasem (czasem!) Rodzinę Soprano. Nie śmiem oczywiście silić się na więcej porównań, bo możliwe, że te (porównania) zaczną się i skończą tylko na zestawieniu niektórych cech fizycznych Pingwina i Tony’ego Soprano (plus kilka grymasów).

Osiem epizodów jest potraktowanych jako spin-off kinowego Batmana z 2022 roku w reżyserii Matta Reevesa. Tam, w czarnej pelerynie występował niezrównany Robert Pattinson, a Pingwin odegrał rolę ważną, choć bardzo epizodyczną. Niemniej wcielający się w rolę Pingwina Colin Farrell dał taki popis, że w mig zaskarbił sobie serca fanów DC Comics i producentów. Producenci zobaczyli potencjał w tej postaci i przekuli ów mały występ w osiem odcinków.

Colin Farrell którego nie widziałem.

Technicznie to telewizyjna perła, HBO pokazał jak należy potraktować markę, z którą trzeba się liczyć. Scenariusz jest jednak chybotliwy, postać Sofii Falcone jest świetna, ale już protegowany Pingwina, Victor (Rhenzy Feliz) mocno nie w temacie. Rozumiem, że to postać, która przechodzi z jasnej na ciemną stronę, ale dla mnie był niewiarygodny, mało charyzmatyczny, nie czułem ognia w żadnym momencie. Nie wierzyłem mu, czy to się wahał, czy jednak przekraczał granicę. Chybiony element obsady, choć finał jasno pokazał jaki prawdziwy cel przyświecał tej postaci. Reszta epizodów poprawna. I dochodzimy do Pingwina, sprawcy tego całego zamieszania i Colina Farrella.

Pingwin - sezon pierwszy

To jest ten bardzo problematyczny dla mnie moment i chwila w życiu, kiedy przestałem się zachwycać metamorfozami aktorów, czy to naturalnymi (vide De Niro we Wściekłym byku), czy to spreparowanymi przez pion charakteryzacji, jak tutaj. Moglibyśmy przerzucać się argumentami i kontrargumentami, ale na końcu ja zawsze (dzisiaj) zapodam kolokwialne „to pajacowanie”. Czytelnicy zdają sobie sprawę jak bardzo cenię pięknego Colina, złego słowa nie jestem w stanie powiedzieć o żadnej roli. Także i tutaj, jako Pingwin spisał się pewnie doskonale, występ świetny, ale ja Colina nie widziałem.

Pingwin, gangsterska opowieść o parszywym świecie bez zaufania.

Naprawdę, czy możemy już uznać, że taka charakteryzacja to tylko przerost formy nad treścią? Rozumiem, że Pingwina trzeba było przedstawić jako obleśną postać, odrażającą, z którą trudno się utożsamić. Ale nie można było znaleźć aktora, w którego nie trzeba było wtłaczać kilogramów plasteliny, żeby powiększyć jego gabaryty? Biedny Colin dał się zamknąć w silikonowej formie, z której ledwo co można było dostrzec jego spojrzenie. Nie jestem fanem metamorfozy, jestem fanem występu i postaci.

A serial? Podobał mi się. Dwa główne wątki, czyli ten Oswalda „Oz” Cobbiiego i Sofii Gigante dobrze się przenikają. To dwójka zepsutych przez pewne okoliczności ludzi, postaci kobiety i mężczyzny, którzy nie są w stanie funkcjonować inaczej niż posługując się groźbami, władzą, pieniędzmi, zastraszaniem. Podli oszuści, manipulatorzy są ostatecznie siebie warci. Takich antybohaterów wydało na świat Gotham, to ich miejsce, warci są każdej ulicy, zaułku, kanału i jednocześnie każdej willi. Tam wszędzie płynie coś mrocznego, wystarczy zaczerpnąć dłonią.

Polecam.

Patryk Karwowski
Twórca serialu: Lauren LeFranc
Reżyseria: Craig Zobel, Helen Shaver, Kevin Bray, Jennifer Getzinger
Scenariusz: Lauren LeFranc, Erika L. Johnson, Noelle Valdivia, John McCutcheon, Breannah Gibson, Shaye Ogbonna, Nick Towne, Vladimir Cvetko
Obsada: Colin Farrell, Cristin Milioti, Rhenzy Feliz, Deirdre O’Connell
Muzyka: Mick Giacchino
Zdjęcia: Laurie Rose, Jean-Philippe Gossart