Doczekałem się. W końcu, po kilku dekadach, doczekałem się polskiego serialu gatunkowego ze scenami akcji, które wyglądają tak, że nie można się do nich przyczepić. Oczywiście kino gatunkowe w Polsce ma się coraz lepiej. Seriale też kręcimy porządne. Tu już nie ma zadyszki, idziemy łeb w łeb z innymi. Ślepnąc od świateł, Rojst kilka innych których nie widziałem, a polecacie. Jest i Kruk, jest tego sporo. Duża w tym zasługa zachodnich streamingów, nie zaprzeczycie. Poziom został podniesiony, są większe pieniądze, producentom zależy na jakości, konkurencja wymusiła przykładanie się do realizacji. Ale co innego dobre kino lub serial gatunkowy, który od jakiegoś czasu, mając na uwadze kilka lub kilkanaście produkcji zaczął wyglądać dobrze, a co innego taki tytuł, w którym strzelaniny, bójki, zwykłe policyjne pościgi są nakręcone tak, że się autentycznie wzruszasz. Nareszcie.
Pamiętam te wszystkie próby, ten finał pierwszego sezonu Ekstradycji i tamtą lichą strzelaninę, wszystkie niemrawe podrygi z bronią u Pasikowskiego, które kocham, przecież wiecie, każdy jego film z marszu dostaje wysokie oceny, ale… ale w aspekcie właśnie podejścia do sekwencji z wymianą ognia, walką i kilkoma innymi motywami skupionymi wokół ekranowej przemocy, to zawsze było koślawo, niemrawo, po prostu źle.
Emocje napędzane nastrojem.
Nie widziałem wszystkich naszych produkcji, dużo omijam, możliwe że pominąłem jakąś perłę rodzimej produkcji, niemniej Idź przodem, bracie zauroczył mnie i oglądałem jeden odcinek po drugim. Zaliczyłem sześć epizodów w jeden wieczór.
I to nie jest najwyższej próby scenariusz. Gwoli ścisłości, to bohaterowie krążą tam od adresu do adresu po kilka razy. Podejmowane dramatyczne decyzje też są takie, że łapałem się za głowę. „Naprawdę chcesz to zrobić w ten sposób?”, tak myślałem. Tak, to ten serial, gdy widz jest mądrzejszy niż serialowy bohater postawiony pod ścianą. To nieuczciwe, bo siedzimy wygodnie w fotelu, a oni krok za krokiem coraz głębiej wchodzą w bagno.
Ale Idź przodem, bracie nadrabia tym wszystkim o czym pisałem na początku tekstu plus ma genialnie przygotowany straceńczy nastrój. I nie mogę zapomnieć o wiarygodności, która przychodzi wprost z tych zagubionych szarych twarzy ludzi, których mógłbyś mijać na ulicy. Bo bohaterowie Idź przodem, bracie ze swoimi szczerymi wizerunkami są po prostu wiarygodni. Nie wyglądają jak filmowe gwiazdy, każdy z nich mnie przekonał niezależnie od tego czy był policjantem, byłym policjantem, czy przestępcą.
To czołówka wśród polskich seriali gatunkowych.
A o nich właśnie chodzi, policjantów, byłych policjantów, przestępców i miasto zalane przemocą. Oskar Gwiazda stracił robotę przez incydent (mało powiedziane) w pracy. Należał do grupy antyterrorystycznej, teraz jest na lodzie. Spłaca długi ojca, siostra z mężem (czyli szwagier, zarazem kolega z branży) koczuje na działce. Wszystkie tutaj osoby skupione wokół jednostki policyjnej czują się niedowartościowane. Poświęcają się dzień za dniem, a dostają kiepskie wynagrodzenie. To podłoże serialu, frustracja która prowadzi do pierwszej złej decyzji. Oskar Gwiazda ma umiejętności, działa szybko, pewnie za szybko, kradnie pieniądze złodziejom. A później leci po schodach w dół i zgarnia ze sobą przyjaciół, rodzinę, znajomych.
Mocny serial. Niewątpliwie Maciej Pieprzyca, reżyser, powinien być z roboty zadowolony. Tak, jest tam sporo gonienia za własnym ogonem, można było skrócić całość o jeden odcinek, a niektóre akcje są takie, że sprawą powinien zainteresować się co najmniej Interpol, a tutaj następnego dnia jakby cisza. Ale wszystko musicie wziąć w nawias gatunku, sensacyjnego serialu, w którym mamy po prostu oglądać emocje i czuć to napięcie, które towarzyszy zdesperowanemu mężczyźnie, który chce po prostu naprawić wszystko co po drodze zepsuł. A zepsuł sporo. Finał jest genialny, a Macieja Pieprzycę życzę sobie przy drugim sezonie Ślepnąc od świateł.
Reżyseria: Maciej Pieprzyca
Scenariusz: Kacper Wysocki
Obsada: Piotr Witkowski, Konrad Eleryk, Marcin Kowalczyk, Aleksandra Adamska, Piotr Adamczyk, Katarzyna Bujakiewicz
Muzyka: Bartosz Chajdecki
Zdjęcia: Witold Płóciennik