Bagno dosłowne i bagno jako metafora. Dan Lambert zawsze pamiętał, żeby nie wejść w bagno. Raz wejdziesz, będziesz zawsze nosił ślad bagna. Zresztą, trudno też z niego się wydostać. Tego zwrotu nauczył się w Wietnamie. Zostawił tam cząstkę siebie, jak wszyscy. Do ojczyzny zabrał też niemało. Jest chory, jest na krawędzi, jest w bagnie, ale wejdzie jeszcze głębiej. Czy da się przejść przez taki bajzel, jakie zaoferowało mu życie? Ciągle pod kreską, z wierzycielami na karku, bank ma mu zabrać samochód, jego jedyną szansę na zarobek jako cieśla.
Robert McCammon napisał w przedmowie, że zlecenie na Bagno, czyli po prostu na kolejną powieść, przypadło na nieciekawy okres w jego życiu. Odbiło się to na tekście, tak napisał. Nie bardzo wiedziałem, co o tym sądzić. Szybko się domyśliłem, szybko to poczułem.
Bagno, powieść o odkupieniu.
McCammon wyżywa się na świecie przez siebie przedstawionym. Wyżywa się na głównym bohaterze, skazuje go na najtrudniejsze chwile w życiu, daje mu określony czas (choroba), a potem jeszcze dorzuca problemów do pieca. Nie ma litości. Ale spokojnie, to wszystko do czegoś prowadzi, autor nie jest pozbawiony serca. A inne postaci? Są łowcy nagród z równie nędznym krajobrazem w tle, dziewczyna ze znamieniem na twarzy, parszywi przestępcy. Naprawdę parszywi. A dalej? Dalej jest tak samo przygnębiająco. Ameryka u McCammona to bieda, walka o ochłapy, krwiożerczy bankowcy, bagno na wyciągnięcie ręki.
Ile jeszcze może przeżyć główny bohater? Ile jeszcze pokonać trudności, by dotrzeć do krańca swojej podróży, do wyznaczonego celu. Pisałem o Magicznych latach McCammona, że to powieść niezwykła. Pisałem o Łabędzim śpiewie, że to bardzo dobra przygoda, okrutna i fantastyczna. Ale Bagno to inny rodzaj literatury, to powieść o determinacji. Z tych przeczytanych od autora stawiam ją na równi z Magicznymi latami, chociaż jest inna. Oczywiście łączą się, gdy McCammon zasiedla rozdziały bohaterami pobocznymi, których tworzy w swój unikalny sposób. To znaczy taki, że każda postać jest pełna, ze swoją historią, z przeszłością. Wracając raz jeszcze do Magicznych lat, to tamtą powieścią, dzisiaj po prostu dla mnie niezwykle ważną, delektowałem się, nie chciałem tak szybko skończyć, ona pięknie się rozwijała. I jako przygoda i jako kryminał.
Posępny southern gothic.
Ale w Bagnie biegłem do przodu, nie mogłem się oderwać, ja już chciałem, żeby ten koszmar miał swoje rozwiązanie. A jednocześnie byłem w tym nieciekawym położeniu, bo kibicowanie Danowi jest dość specyficzne. Facet umrze, to pewne. I chociaż wiem, że McCammona stać na jakieś fantastyczne rozwiązanie, wciąga różne światy do powieści na pozór realistycznej, to jednak tutaj był ponury do końca. Ponury, ale tylko w głównym założeniu, bo jednak uśmiech pojawiał mi się na twarzy co najmniej kilka razy. Przecież tutaj jest kilka takich rozdziałów, które przeczytałem po dwa razy, w tym raz na głos żonie, wprowadzając ją uprzednio w intrygę. Bo to właśnie te mikro przygody budują świat, tożsamość postaci, kształtują ich charaktery. Przepiękny kawał soczystej i wypchanej bogatym farszem literatury.
Autor: Robert McCammon
Tłumaczenie: Maciej Grabski, Maria Grabska-Ryńska
Autor ilustracji: Maciej Kamuda
Ilość stron: 408
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Vesper
Format: 140 x 205 mm