W ułamku sekundy, albo była sobie fotografia.
Nie bez przyczyny użyłem parafrazy tytułu serialu animowanego, na którym poniekąd się wychowałem. Nie szkoła, nie encyklopedie, żaden cudowny nauczyciel nie zrobił takiej roboty jak ten francuski serial animowany. Było sobie życie, były sobie Ameryki i tak dalej. Było tego sporo, a ja, w trakcie czytania W ułamku sekundy poczułem to samo co wówczas, kilka dekad temu podczas telewizyjnych seansów mojej ulubionej bajki skądinąd edukacyjnej.
I tak samo działa Guy Delisle odchodząc tym razem od reporterskiego stylu (choć można treść podciągnąć), do którego przyzwyczaił czytelników w swoich cudownych travelogach. W ułamku sekundy to potężna dawka wiedzy, tona ciekawostek, cała masa anegdot, ten sam co zawsze humor.
W ułamku sekundy, rzecz fascynująca nie tylko dla adeptów fotografii.
To historia niezwykłego osobnika, Eadwearda Muybridge’a, brytyjskiego fotografa, pioniera na tym polu. Nie sposób zliczyć ileż Muybridge osiągnął kamieni milowych w dziedzinie fotografii, a większość z nich jest w komiksie opisana.
Lektura najnowszego Delisle’a to opowieść o Muybridge’u od czasu jego początku działalności w Ameryce, aż do śmierci. Jednak życiorys fotografa, choć niezwykły i sam w sobie stanowiący fascynującą lekturę nie może przysłonić motywu przewodniego. Tym zaś, motywem przewodnim, jest koń w galopie.
Nie chcę zdradzać każdego frapującego zagadnienia poruszonego w komiksie, ale musicie wiedzieć, że to właśnie koń w galopie jest siłą napędową treści. Jest bowiem tak, przy postaciach wynalazców i ich wynalazków, że to właśnie oczekiwany efekt determinuje ich do postęp. Tutaj, dla Muybridge’a kluczowe było spotkanie z Lelandem Stanfordem, tym Stanfordem. Ale nie o kolej chodziło, ani o żadną inną gałąź przemysłu potentata, milionera i wizjonera, a o jego hobby i pasję. Stanford chciał mieć niezbity dowód, że koń w galopie odrywa cztery kończyny od podłoża. Potrzebował dowodu, czyli zdjęcia. I zaczęła się wojna z przeciwnościami losu, niedoskonałościami technicznymi, przekraczanie barier. Koszta nie grały roli. Trwało to latami, aż do…
Wspaniały czas dla wynalazców.
Ta historia to jedno, ale pamiętajcie o tytule tego tekstu, bo W ułamku sekundy to właśnie przede wszystkim Była sobie fotografia. Niezliczone wątki poboczne, historyczne ciekawostki, reprodukcje fotografii, obrazów, spotkania Muybridge’a z osobami, które miały znaczący wpływ na kształt świata (Edison i inni). To się czyta, pochłania, wraca, szuka informacji poza komiksem.
No i to wciąż Guy Delisle, nie zapominajmy o jego w pełni autorskim podejściu, o jego charakterystycznej kresce, której jest wierny tak jak swojemu filuternemu poczuciu humoru. Urocze są te jego postaci, nawet gdy są w gniewie, gdy są złe, wredne i mniej sympatyczne niż zwykle.
Jest coś jeszcze, przesłanie. Wydaje mi się, że Guy Delisle chciał opowiedzieć nie tylko o fotografii, animacji, obrazkach ruchomych, ale też o kinie. Pytanie „kto wynalazł kino?” nie jest bowiem tak proste jak znalezienie na nie odpowiedzi w internecie, że sprawcami tego wynalazku byli Auguste i Louis Lumière. Ta odpowiedź, choć przecież prawdziwa, powielana i ugruntowana (kogoś wskazać trzeba) jest trochę niesprawiedliwa. I Guy Delisle właśnie o tym opowiada. Kino to ruchome obrazki, a ruchome obrazki to fotografia, cały sprzęt wokół, cała rzesza wynalazców. Każdy dołożył swoją cegiełkę. Możliwe, że Muybridge największą. Wspaniały komiks.
Rysunki: Guy Delisle
Scenariusz: Guy Delisle
Ilość stron: 208
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Tłumaczenie: Katarzyna Koła-Bielawska
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 185 x 250 mm