The Dead Don’t Hurt, czyli ta wrażliwa strona westernu? Przede wszystkim, ale Viggo Mortensen pokazuje, że nawet w melodramacie z akcją osadzoną na Dzikim Zachodzie od przemocy uciec się nie da.
Jeżeli miałbym wybierać, to jednak wolę tą leniwą opowieść Mortensena niż epicki rozmach Costnera. Piję do Horyzont. Rozdział 1. Mortensen w przeciwieństwie do Costnera skupia się na jednej rzeczy (nawet jeżeli u Costnera, zapewne na końcu podróży, wszystko się połączy).
The Dead Don’t Hurt to historia miłosna, która rozpoczyna się od śmierci. Intrygujący zabieg, ale już pierwsza scena dużo mówi o relacjach duńskiego imigranta Holgera Olsena i Vivienne Le Coudy (wspaniała w tej roli Vicky Krieps). To scena na łożu śmierci, w której mężczyzna w absolutnej ciszy trwa przy jej łóżku. Czeka, bo już nic innego nie może zrobić. Już ta jedna scena powinna bardzo dużo powiedzieć widzowi. Ta postawa pełna szacunku do zmarłej, chwila na pożegnanie i po prostu czekanie aż ukochana (tak, to widać) zamknie oczy, bardzo mnie wzruszyła. Czujemy, że osoba która odeszła musiała wiele znaczyć dla Olsena. Teraz trzeba jeszcze dokonać pochówku. Mężczyzna robi to z małym chłopcem. Żegnają się z tym miejscem, z tym czasem i wyruszają w podróż.
Melodramat na Dzikim Zachodzie, miłość w brutalnym świecie.
Jednak to nie jest film o drodze tej dwójki, a o wspomnieniu o zmarłej, cudownej niezależnej kobiecie, która dla Olsena była najlepszym, co mogło go spotkać w życiu, a on na chwilę wypuścił to z rąk. I to jest prawdziwa rozpacz. gorzki smak życia, refleksja po dramatycznym fakcie i niemy żal do siebie.
Dowiadujemy się więc z retrospekcji o spotkaniu Vivienne i Olsena w San Francisco w drugiej połowie XIX wieku, o ich początkach wspólnej drogi, o ich życiu w małym domku w Nevadzie w miasteczku. Tam rządzi skorumpowany burmistrz oraz bogaty człowiek, który powinien trzymać swojego brutalnego syna na smyczy (ale tego nie robi). I w końcu poznajemy prawdziwą Vivian, która w świecie pełnym męskiej przemocy musi sobie radzić sama, bo Olsen postanawia wspomóc wojska Unii i opuszcza rodzinę na kilka lat. To głównie film o niej, o tym jak kobieta próbuje rozpychać się łokciami w tym nieprzyjemnym świecie, jak próbuje coś wyhodować na nieurodzajnym skalistym terenie. Dzień za dniem, cios po ciosie.
Nie nastawiajcie się proszę na rozmach, nie szukajcie pojedynków w samo południe. To western niemalże wybitny, ale jednak zakorzeniony od początku do końca w melodramacie. Mortensen jako reżyser darzy jednak gatunek wielką miłością, tak jak filmowy Olsen miłością darzy Vivien. To uczucie wręcz tożsame. Przepiękne zdjęcia, tereny i krajobraz, kręcony w kilku językach, ze wspaniałą scenografią i charakteryzacją.
The Dead Don’t Hurt, mądry obraz o związku kobiety z mężczyzną.
Tak, film jest miejscami brutalny. Tak, Olsen będzie musiał udowodnić że potrafi strzelać i że lata spędzone w wojsku jednak się przydały, ale to wciąż utwór o przepięknym związku, o kształtowaniu się uczucia i o dostrajaniu się do siebie. Ta dwójka ludzi to być może najpiękniejsza para kochanków we współczesnym kinie. Niezwykle mądrzy ludzie, których charaktery są wprawdzie różne (niezwykle harda Vivie kontra stoicki Olsen), ale zawarte jest tu dużo prawdy o tym, jak tworzą się podwaliny pod udany, długoletni związek.
Jasne, złe wybory później bolą i widać to w oczach Olsena. Może żałować i będzie żałować całe życie. Będzie wspominać tak samo jak William Munny (Cint Eastwood) wspominał żonę w Bez przebaczenia. Mężczyzna może być samotnikiem, może być w tym uczciwy, dobry, a jego życie może być spełnione. Ale u boku takiej kobiety jest na pewno pełniejsze, bardziej wartościowe. Dopiero w takim związku wszystko nabiera kształtu i barw. Dlatego ta scena z pierwszych minut bardzo boli. Czujemy, że Vivienne znaczyła dla Olsena bardzo dużo, a później Viggo Mortensen, czyli reżyser, scenarzysta i kompozytor w jednej osobie tylko to potwierdza. Bardzo dobre kino.
Gatunek: western, melodramat
Reżyseria: Viggo Mortensen
Scenariusz: Viggo Mortensen
Obsada: Vicky Krieps, Viggo Mortensen, Solly McLeod, Garret Dillahunt, Colin Morgan
Muzyka: Viggo Mortensen
Zdjęcia: Marcel Zyskind