„Mamy nadzieję, że całe życie nasze spłynie jak rzeka do spokojnego morza”.
To monolog pastora z filmu na chwilę przed tragicznymi wydarzeniami. Mądre słowa, które można wypowiadać w spokoju kiedy jest jeszcze dobrze. Czy można przygotować się na tragedię? Pewnie w jakiś sposób można, ale jak byśmy nie byli ufortyfikowani psychicznie, dramat, tutaj strata dziecka, uderza w ten mur z siłą kuli do wyburzenia budynków. Kto takie coś przetrwa? Nikt, ale w „Samotność we dwoje” kluczowy jest obraz po tym uderzeniu kuli. Jak opadł kurz, ucichły krzyki, wyschły łzy. Jest dobrze, jak jest dobrze.
Samotność we dwoje, czyli jest dobrze jak jest dobrze.
A trzeba przyznać, że pastor miał dobrze. Albo tak mu się wydawało, bo w finale jednak usłyszy kilka przykrych słów, kiedy przyjdzie uderzenie ostateczne. Wtedy, ten ukochany przez niego Bóg będzie miał pastora tylko dla siebie.
Ja mogę osobiście tylko żachnąć się na inne słowa pastora, do pewnego czasu szczęśliwego (chyba) męża, ojca dwójki dzieci, który wiedzie dostatnie życie w dużym przestronnym domu z dwójką oddanych służek i poletkiem wiernych przy boku. Śmierć syna to głupi wypadek, chłopak wpadł pod konie w galopie. Zwierzęta stratowały dziecko, nie było już ratunku. Pastor patrzy spokojnie na zwłoki i mówi „Bóg dał, Bóg odebrał”. Jasne pastorze, zawsze to jakieś wytłumaczenie.
Koniec idylli, raj utracony, zostaje samotność.
Tu po prawdzie nie ma wytłumaczenia, to tragedia po której trzeba próbować żyć, jeżeli wiara ma jakoś pomóc, to proszę bardzo, ale w wypadek nie mieszałbym nikogo. Czy ta wiara pomogła pastorowi w jakiś sposób? Śmiem wątpić, później przyszły kolejne smutki, rozczarowania, mniejsze i większe dramaty. Jest dobrze, jak jest dobrze. Żona nie wytrwała w żałobie, wyjechała do Pragi, wróciła z nauczycielem muzyki, który ma kształcić w tym kierunku córkę. Nauczyciel, muzykolog z zawodu, miglanc z zamiłowania, wszedł do domu jak Niemiec na nie swoje ziemie. Bo pan muzyk jest w faszystach rozkochany, idzie jak po swoje, również po żonę pastora.
Straszny czwartek w domu pastor, dobry tytuł, prawda? Taki tytuł nosi opowiadania Karola Ludwika Konińskiego na podstawie którego Stanisław Różewicz nakręcił swój film. W roli głównej wystąpił jako pastor Hubina, Mieczysław Voit, partneruje mu Barbara Horawianka. W tego cholernego Niemca wcielił się Ignacy Gogolewski. Nie mogę zapomnieć o Józefie Nalberczaku, którego występ jest znaczący. W Samotności we dwoje był Kasperlikiem, chłopem bez domu, bez baby, za to z dzieckiem w każdej wsi. Kasperlik był symbolem nadchodzącego sła, Różewicz zdecydował się na ryzykowną symbolikę, nie trzeba jej przyjmować dosłownie. Symbolikę przy okazji postaci Kasperlika możemy czytać w odniesieniu do wiary pastora.
Na to wszystko nałożyła się wspaniała muzyka Wojciecha Kilara i iście sielskie krajobrazy sfotografowane przez Stanisława Lotha. Idylla wsi, piękne tło wydarzeń, raj w którym ktoś wcisnął widły, wszedł buciorami, zgasił niedopałek papierosa. Na tej ziemii, dla tego pastora, już nic nie będzie takie piękne. Została mu tylko ambona.
Gatunek: dramat
Reżyseria: Stanisław Różewicz
Scenariusz: Stanisław Różewicz, Tadeusz Różewicz
Obsada: Mieczysław Voit, Barbara Horawianka, Ignacy Gogolewski, Józef Nalberczak
Muzyka: Wojciech Kilar
Zdjęcia: Stanisław Loth