Rollerball

Korporacyjny ład nie lubi pasji. Wszelka społeczna gorączka, zaangażowanie ponad miarę nie jest po myśli z ugruntowanym, nijakim kolorytem. Społeczeństwo ma być przede wszystkim pod kontrolą. Człowiek ma mieszkać tam gdzie wskaże menadżer, lepiej usytuowani mają dosztukowaną partnerkę, która myśli i działa po linii kierownictwa. Żadnych szaleństw. No, może poza Rollerball, ale to też w ramach kontroli. Regularne igrzyska śmierci muszą się odbywać, społeczeństwo musi o czymś mówić, a nie interesować się takimi dla nich mało ważnymi rzeczami jak chociażby kultura, sztuka. Książki są zbyteczne, wystarczą wzmianki o nich, wszystkie te nieprzyjemne historie ze starych czasów są streszczone i odpowiednio przefiltrowane przez komputer.

To jest ten moment, gdy dramatycznie musiałem zrewidować swoje wyobrażenia na temat filmu Rollerball Normana Jewisona. Długo, zdecydowanie za długo odkładałem seans filmu, który wyobrażałem sobie zupełnie inaczej. Otóż zawsze, naprawdę nie wiem skąd się to wzięło, myślałem o nim w kategoriach tylko filmu akcji. Miało to być kino eksploatacji w bardziej szlachetnym wydaniu, z większym budżetem. Oczywiście nie mam nic przeciwko eksploatacji w każdym wydaniu, włącznie z tą obskurną, ale mam nadzieję że rozumiecie o co mi chodzi. Głównie nie posądzałem filmu o mocniejszy przekaz i o to, że będzie po prostu utworem mocno zaangażowanym.

RollerballRollerball, świat z góry uformowany.

Tymczasem Rollerball okazał się być wcale nie tak dalekim krewnym brytyjskiego Fahrenheit 451 w reżyserii François Truffauta. Tak, Rollerball Normana Jewisona to przejmujący dystopijny obraz o sportowej gwieździe brutalnego sportowego widowiska, która zaczęła przecierać oczy i zobaczyła na świecie wokół siebie pęknięcia.

Jonathan E (czy to nie jest przypadkiem jedna z najlepszych ról Jamesa Caana?) jest gwiazdą sportową dużego formatu. Ludzie go ubóstwiają. Chyba trochę za mocno, tak myślą w korporacyjnym zarządzie. Cóż bowiem może wyniknąć z takiego uwielbienia? Och, różne rzeczy. Coś może zakwitnąć, kropla drąży skałę i tak dalej. Lepiej zamknąć ten etap, należy poprosić delikatnie Jonathana żeby dał sobie spokój z grą, ma ogłosić że kończy ze sportem i odchodzi na emeryturę. Ale Jonathan zaczyna się zastanawiać i to jest dla władzy najgorsze.

Sportowiec nie może być większy niż gra. To fundamentalne słowa z filmu, niejako „zarzut” w stronę wychodzącego przed tłum.

Kontrolowane społeczeństwo i drobne rysy na doskonałości.

Lata 70. to była ciekawa dekada dla Normana Jewisona. Nie będziemy sięgać dalej, ale rzeczywiście filmografia Jewisona obfituje w tytuły z różnych gatunków. Początek lat 70. to dwa głośne musicale, Skrzypek na dachu i Jesus Christ Superstar. Po Rollerball przyszedł dramat F.I.S.T, a końcówka tej dekady to kolejny strzał, czyli …I sprawiedliwość dla wszystkich z Alem Pacino w roli głównej.

Rollerball wybija się jednak na tle całej filmografii. Jest to obraz ponury, niepokojący i mimo wszystko ponadczasowy. Jewison skręcił ostro w futuryzm, nakręcił swój film w Europie (kilka sekwencji w Stanach Zjednoczonych), głównie w Monachium w siedzibach BMW. Budynki firmy BMW, hala należąca do motoryzacyjnego giganta, tereny wokół, to wszystko posłużyło za dystopijny krajobraz, świat chłodnej przyszłości.

Rollerball

Jewison nakręcił film brutalny, kluczowe są tu bowiem rozgrywki na hali, na której zawodnicy na wrotkach i motorach jeżdżą po torze, łapią metalową kulę i próbują ją wcisnąć w uzę. Jest tu dużo przemocy, sędziowie odgwizdują faule, ale tylko po to, żeby znieść zawodnika na noszach. W jego miejsce wjeżdża następny. Liczne zgony to normalka, w najlepszym przypadku można skończyć z połamanymi kończynami i wstrząsem mózgu. Taktyki dyscypliny krążą zazwyczaj wokół eliminacji przeciwnika. Kopniak, podcięcie, duszenie, wszystko w trakcie szaleńczej jazdy.

Ale dla mnie, to wciąż tło i chociaż samo widowisko jest pasjonującym spektaklem, to jest przecież satyrą na społeczeństwo. Widzowie wpatrzeni są w przepychanki na torze, złaknieni są krwi, rozmawiają o tym. To spreparowane show, tak jak całe życie w Rollerball. Pigułka, jedna telewizja, jedna muzyka, podobne przestrzenie, a przede wszystkim jedna zredagowana historia i zaplanowana przyszłość.

Film był krytykowany za to, że przekaz jest mglisty i za to, że brutalny sport przesłania istotę rzeczy. Nie uważam, że Jewisonowi umknęło cokolwiek. Ten sam przekaz jest bowiem specjalnie umieszczony niejako obok. Widzowie, podobnie jak Jonathan mają być skupieni na sporcie, resztę mamy ledwo co zauważać. I właśnie to jest najbardziej intrygujące, to wyłapywanie pęknięć, zauważanie fałszu, spoglądanie na trzeci plan na bankiecie. Nie wszyscy są uśmiechnięci, jak chociażby Jonathan, który stoi wciąż na uboczu. Polecam.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 129 min
Gatunek: akcja, sci-fi
Reżyseria: Norman Jewison
Scenariusz: William Harrison
Obsada: James Caan, John Houseman, Maud Adams, John Beck, Moses Gunn
Zdjęcia: Douglas Slocombe
Muzyka: André Previn