Wściekłość, smutek, zaduma, ale też zachwyt nad samą formą. To zapewne stałe reakcje kolejnych czytelników, którzy przeczytali po raz pierwszy w swoim życiu Maus. Opowieść ocalałego. Nie inaczej jest w moim przypadku. Czytałem uważnie, obejrzałem francuski film dokumentalny o powstaniu komiksu, jego znaczeniu i o jego wpływie na czytelników, kolejne pokolenia autorów, krytyków. Potem przeczytałem raz jeszcze. Komiksy wypożyczam z biblioteki, ale Maus. Opowieść ocalałego chciałbym na swojej półce. To lektura obowiązkowa.
Art Spiegelman pokazał swoją powieść graficzną w 1986 roku. Początkowo w dwóch częściach. Spowodowane to było tym, że Spiegelman nie miał ukończonej całości, ale chciał zdążyć przed premierą Amerykańskiej opowieści, wyprodukowanego przez Spielberga filmu animowanego o myszy, która uciekła z Rosji. To jawne podebranie pomysłu nie zaszkodziło lekturze. Po Maus. Opowieść ocalałego sięgają kolejne pokolenia, w 1992 roku jako jedyna dotąd powieść graficzna tytuł otrzymał nagrodę Pulitzera.
Perspektywa ocalonego, opowieść o zagładzie.
O Maus. Opowieść ocalałego było więc głośno jeszcze przed wydaniem, chociaż Art Spiegelman musiał odczekać swoje. Nieprzystępna forma, wymagająca nawet, a do tego bardzo surowy i charakterystyczny rysunek, to nie budziło zaufania potencjalnych wydawców. Dopiero publikacja w paskach w New York Times zwróciła uwagę na artystyczny kunszt Spiegelamana.
Historia pochodzi od samego autora, który należy do drugiego pokolenia ocalonych. Komiks to dwie opowieści w jednej, chociaż de facto każdy jeden bohater stanowi tutaj opowieść samą w sobie. Jednak zasadniczym tematem jest samo przygotowanie podłoża pod powstanie tego właśnie komiksu, czyli rozmowy z ojcem, Władkiem Spiegelman o tym, jak udało mu się przeżyć wojnę.
Sfera obyczajowa, czyli życie w Stanach Zjednoczonych, problemy dnia codziennego, problem z opieką nad Władkiem, ciągłe utarczki, mniejsze i większe kłótnie przeplatają się z wspomnieniami o Holokauście. Sposób prowadzenia narracji uwidacznia geniusz Arta Spiegelmana. Czasy współczesne, czyli czasy przed powstaniem komiksu wiążą się ściśle z latami wojennymi. Uświadamiamy sobie, jak doświadczenia obozowe mogą w różny sposób wpłynąć na człowieka. Każdy jeden przypadek nadaje się do opowiedzenia. Przypadek Władka nie jest jakiś szczególny, ale komiksowe medium pokazało wymiar niezwykle ludzki tej historii. Władek bowiem nie jest kimś niezwykłym. Jest bardzo irytujący, trudno z nim wytrzymać, jest ogromnym ciężarem dla bliskich. Jest zwykłym człowiekiem, był w Auschwitz, jest straumatyzowany, ale przeżył i już samo to nadaje sprawie kształt sprawy nadludzkiej.
Maus. Opowieść ocalałego, czyli komiks wybitny.
Niezwykły jest to komiks. Przy niektórych stronach trzeba zrobić przystanek, odłożyć na chwile, zaczerpnąć świeżego powietrza. Przy innych można się nawet uśmiechnąć. Art Spiegelman nie wyciąga tylko i wyłącznie potworów z szafy. To na pewno komiks wybitny, wojenny horror jest tu namacalny. Czujemy też rzecz bardzo osobistą, to sprawozdanie od konkretnej osoby, nie można jej winić za decyzje choćby za formę graficzną (kontrowersje są znane). Tak jak napisałem, to historia Władka, jego wspomnienia, jego groza, jego trauma i w końcu jego perspektywa. To jego wściekłość oraz wściekłość i ból jego syna, który ubrał to w taki sposób. Arcydzieło.
Rysunki: Art Spiegelman
Scenariusz: Art Spiegelman
Ilość stron: 304
Tłumacz: Piotr Bikont
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Format: 170 x 240 mm