Stało się. Możni tego świata nie wytrzymali napięcia. Świat wprawdzie chylił się ku upadkowi już wcześniej, ale pewnie można było wszystko naprawić. Mieliśmy sobie poradzić jak zawsze. Niestety, nie tym razem. Tym razem bowiem ktoś źle komuś podpowiedział, ktoś podjął niefortunną decyzję. Przyciski zostały naciśnięte, poszły bomby, miasta spłonęły.
W obliczu zagłady wszystko zostaje wyzerowane. Pieniądz traci wartość, twój status społeczny traci wartość. Nie ważne czy jeździłeś do pracy rowerem, czy Bentleyem, czy byłeś generałem. A może wariatką, która spała pod gazetą, w którejś wielomilionowej metropolii? Wszystko zostaje wyzerowane, pozostali przy życiu będą pisać nową historię.
Koniec świata nastąpił, a później żyliśmy.
Łabędzi śpiew to dzieło kolosalne, dokładny opis dnia pierwszego, gdy największe mocarstwa wycelowały w siebie wszystkie dostępne głowice i odpaliły na sygnał. Nikt nie mógł czekać w obawie, że się spóźni. Mamy więc ten dzień pierwszy, a później krajobraz post apokaliptyczny. Robert McCammon przedstawił go nad wyraz sugestywnie i jest tu wszystko, co z postapo nam się kojarzy, zniszczony krajobraz i zniszczone ludzkie postawy. I na tym tle autor nakreślił losy garstki wybrańców. Tak, wybrańców, którzy będą mieli największy wpływ na kształt nowej rzeczywistości.
Łabędzi śpiew to powieść bez reszty wciągająca, ze wspaniale rozpisanymi bohaterami. A ci, bohaterowie u McCammona, przedstawiają cały wachlarz charakterów. Nie mogło być inaczej, przecież Łabędzi śpiew to ludzka epopeja. Okrutnicy, zagubieni, bohaterowie i tchórze. McCammon wykreował świat bezlitosny, miejscami wydaje się, że nie ma dla ludzi już nadziei. Niektóre akapity potrafią wytrącić z równowagi, przemoc jest surowa, liczy się tylko przetrwanie. Ale jednak coś zaczyna się tlić, mały płomyczek, a ja jako czytelnik uczepiłem się tej nadziei i trwałem do samego końca.
Wielka, pochłaniajaca czytelnika, ale jednak inna niż poprzednie powieści. Łączy je podobne bicie serca u postaci pozytywnych, u tych najgorszych dusze są przesiąknięte złem absolutnym i McCammon również i to potrafi opisać. 880 stron to czas pełen przygód, powolne i mozolne wstawanie z kolan i długa droga w niepewnym kierunku. W literaturze post apokaliptycznej McCammon zapisał się swoim Łabędzim śpiewem złotymi zgłoskami. Przedstawił bardzo prawdopodobny scenariusz końca świata. Na szczęście to pisarz, który zawsze zdaje się dostrzegać światło w tunelu, Piękna powieść.
Autor: Robert McCammon
Tłumaczenie: Maria Grabska-Ryńska
Autor Ilustracji: Maciej Kamuda
Ilość stron: 880
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Vesper
Format: 140 x 205 mm