Marianna w filmie krzyczy wiele razy, dosłownie i w przenośni. Jednak krzyk z pierwszych scen filmu i ten finałowy, zamykający opowieść, są najbardziej przejmujące. Tak wchodzimy w historię, zaczynamy od krzyku. Pierwszy jest wściekły, wychodzi od zbuntowanej dziewczyny. Zaraz opuści więzienie, siedziała za kradzież. Krzyk na końcu, to krzyk rozpaczy i niezgody. Życie jest niesprawiedliwe, a ona, Marianna, znowu podjęła złą decyzję. Tym razem będzie dużo gorzej, ale my już skończyliśmy seans.
1982 rok, Barbara Sass pokazuje widzom swój brudny, brutalny i bezkompromisowy film o dziewczynie, która zaliczyła pierwszą poważną odsiadkę. Wulgarna, pewna siebie wśród swoich, lekko wycofana gdy w ciągu dnia pracuje w luksusowym domu spokojnej starości. To Marianna, z nieodłączną gumą do żucia. Przy swoim zamaszystym kroku buja się od ściany do ściany, od kamienicy do kamienicy. Ale Marianna przede wszystkim irytuje. Jednak powinniśmy być pełni podziwu, bo dziewczyna wywodzi się z patologicznego domu, a jednak wciąż trzyma fason. I powinna irytować, tak jest zbudowany charakter filmu. Nie mamy jej lubić, świat nie lubi Marianny, a ona nie pozostaje mu dłużna.
Ból prawdziwego życia.
Są takie sceny u Barbary Sass, który mogą wprawić w osłupienie niejednego widza obytego z kinem naturalistycznym. To sceny w domu rodzinnym, jak chociażby ta, gdy pijana w sztok matka (imponująca rola Igi Cembrzyńskiej) próbuje przeciąć sobie żyły, a ostatecznie kończy się na wrzasku w kierunku córki. Ta (córka) nie zwykła nie odpowiadać. Panuje tu ciągły krzyk, czy to wyartykułowany czy jednak taki, którego nie mamy prawa usłyszeć. Ta rozpacz stanowi filmowe serce obrazu Barbary Sass.
Marianna więc ciągle krzyczy. Nieraz wystarczy tylko spojrzeć na jej twarz, by wiedzieć jak bardzo niesprawiedliwy los ją spotkał i na jakiej przegranej pozycji stoi. Tak, niesprawiedliwy to los, bo przecież to nie jej wina, że od dziecka wychowywała się w patologicznym domu, gdzie zamiast herbaty podawano wódkę. Specjaliści od scenografii i charakteryzacji od Wojciecha Smarzowskiego mogliby czerpać inspirację do kolejnych filmów Smarzola. I w tym dramatycznym krajobrazie Marianna mimo wszystko brnie do przodu. Chciałaby normalny dom, to wszystko. To jej jedyne marzenie. Ale w PRL-owskiej rzeczywistości dom to iluzja, coś niemożliwie trudnego do zdobycia.
W domu spokojnej starości poznaje młodego pielęgniarza (Krzysztof Pieczyński). Mieszka kątem w baraku, który przypomina coś na kształt domu. A wśród pacjentów, w pracy, Marianna spotyka nieprzyjemnego pana Nowickiego, władczego i brutalnego, zniszczonego czymś mężczyznę.
Krzyk, film o walce z codziennością.
Ten film nadaje się do odepchnięcia, nie ma w nim nic przyjemnego, droga Marianny jest trudna. Ciągle jedną nogą w półświatku, próbuje znaleźć w sobie dość siły, by nie ugrzęznąć na stałe po złej stronie. Barbara Sass oparła cały swój film na Dorocie Stalińskiej. To ona, jej ulubiona aktorka, przejęła cały ciężar opowieści. Bezkompromisowa wśród swoich, zalękniona w świecie z zasadami. Wspaniały występ, w którym Dorota Stalińska pogodziła dwie natury, tą na pokaz, twardą postawę byłej osadzonej za kradzież skonfrontowała z delikatną dziewczyną, która ma prawo do marzeń, ale wydaje się, że te marzenia nie są przeznaczone dla niej.
Kino psychologiczne Barbary Sass łączy kilka elementów. Jest to kino dramatyczne, wkrada się nutka sensacji, znajdzie się i miejsce na melodramat. Wspólnym motywem jest walka z brutalną rzeczywistością dnia codziennego.
Mocny jest to obraz, spowity brudno szarymi farbami, wyścielony tą lekko zbuntowaną nutą autorstwa Wojciecha Trzcińskiego, którego motyw muzyczny powraca tutaj kilkukrotnie i stanowi doskonałe tło dla kolejnej, chyba z góry przegranej rundy w walce Marianna kontra życie.
Czas trwania: 88 min
Gatunek: dramat, psychologiczny
Reżyseria: Barbara Sass
Scenariusz: Barbara Sass
Obsada: Dorota Stalińska, Krzysztof Pieczyński, Ewa Żukowska, Iga Cembrzyńska
Zdjęcia: Wiesław Zdort
Muzyka: Wojciech Trzciński