Joker: Folie à deux

Wszyscy zainteresowani (o ile nie wiedzieli) pewnie już sobie wyszukali znaczenie podtytułu, czyli definicję folie à deux. To paranoja udzielona, gdy dwie lub więcej osób pozostających w bliskim kontakcie zaczynają przyjmować bezkrytyczne stan chorego. Innymi słowy paranoja udziela się osobie związanej z paranoikiem. Czy podtytuł dotyczy Harley Quinn, która pojawia się w filmie i zakochuje się w Jokerze? Tylko w tej konfiguracji, bo „uczucie” pomiędzy Arthurem Fleckiem i Harleen Quinzel zaistnieć nie ma szans.

Życzę jak najlepiej Toddowi Phillipsowi, ale jestem przekonany, że Joker: Folie à deux nie będzie miał łatwej drogi. W The Independent wychwalają i piszą, że jest tak samo ostry jak pierwsza część, w The New York Times pytają się (wystawiając niepochlebną opinię) o to, dla kogo w zasadzie film został nakręcony? Natomiast Patryk z Po napisach przede wszystkim gratuluje odwagi Phillipsowi i zastanawia się, jak wiele jeszcze pozostało takich mavericków we współczesnej kinematografii.

Joker: Folie à deuxJoker: Folie à deux, polecam, warto sparzyć się samemu.

Serio, musicie obejrzeć Joker: Folie à deux na własną odpowiedzialność. Ja nie boję się wyrazić swojej opinii i napiszę wprost, podobał mi się, ale nie chciałbym polecać każdemu. Wiem komu się spodoba, wiem że wiele osób doceni tę gatunkową woltę, czyli zmianę z przejmującego dramatu psychologicznego w ponury dramat sądowy i musical o postaci skądinąd tragicznej. Czy Todd Phillips tym samym lituje się nad człowiekiem, który zamordował kilka osób, a teraz czeka na proces, w którym prokurator wnosi o karę śmierci? Phillips nad nikim się nie lituje, chociaż przedstawia dalsze losy Arthura Flecka w nader upiornej stylizacji.

Arthur Fleck, główny antybohater filmu Joker: Folie à deux siedzi obecnie w ośrodku penitencjarnym (Arkham, a jakże). Tam dogorywa pośród mu podobnych. Nie jest personą wyjątkową, chociaż proces będzie głośny, media się nakręcają, na ulicy wrze, bo Joker rzeczywiście potrafi być medialny. I o tym jest właściwie cały film, o kreowaniu przestępców na gwiazdy, ale i o tym, że pewna aura udziela się innym. Tutaj bowiem dostaliśmy nietypowy związek Harley Quinn, która spotyka na korytarzach Arkham Arthura. Dwójka przypadła sobie do gustu, ale by rozkwitło coś na kształt uczucia, Arthur znowu musi stać się Jokerem, tylko wtedy jest powabny, tylko wtedy jest interesujący, to jest prawdziwy dramat (jej dramat, nie nasz) postaci.

Todd Phillips opowiada w tej samej, co poprzednio, stylistyce. Arkham jest depresyjne, tutaj nie dociera żaden promyk nadziei. Ale czy mamy litować się nad Fleckiem? Możemy, gdy znowu weźmiemy pod uwagę przeszłość, o której wiemy z pierwszej części. Kilka wzmianek o dzieciństwie będziemy mogli usłyszeć i tym razem przy okazji procesu. Możemy się też litować, bo jako osoba chora na leczenie zasługuje. Gotham to przecież wciąż cywilizowane miejsce, nawet Jokerowi należy się uczciwy proces i humanitarne traktowanie, a strażnicy najwyraźniej nie są odpowiednio przeszkoleni.

Musical, decyzja wywrotowa.

Skąd więc ten musical? Wspólne fantazje Jokera i Harley wizualizują się w piosenkach. To ważny element filmu i nie tylko ze względu na angaż Lady Gagi, która, wszyscy będziemy zgodni, talent wokalny ma. Joaquin Phoenix w swoich partiach też sobie radzi. Piosenki to ułuda świata poza tym realnym, ucieczka, komentarz i marzenie o wspólnej przyszłości. Brutalny realizm i naturalistyczny ton Joker: Folie à deux na chwile znika pod zwrotkami melancholijnych piosenek.

Joker: Folie à deux

Czy forma musicalu może przysporzyć kłopotów twórcy? A jakże, kto to widział decydować się na taki krok? Otóż Todd Phillips mógł pójść w każdą stronę, ale wybrał drogę, której nikt się nie spodziewał. Chociażby za to, film powinniście docenić, skoro tak wszyscy narzekacie na klisze i sztampę. To, czy dostaliśmy dzięki temu coś przełomowego i rozrywkowego w sferze kinowej, to druga, odrębna sprawa. Piosenki rzeczywiście potrafią rozciągnąć format filmu, jeżeli ktoś ich nie doceni, napisze że film jest nudny. No bo to przecież ciągłe przeciąganie liny pomiędzy Jokerem, Arthurem Fleckiem, a Harley Quinn, która dostaje rumieńców tylko wtedy, gdy przed nią stoi szaleniec. Tak, to jest też film o tych widzach, którzy chcieli dostać kolejny film o mordercy, a dostali dzieło sztuki. Co z tym zrobić? Może wyjść z kina? Nie ma już przecież tego fajniusiego Jokera, jest tylko ten smutny głupek.

I wracamy do sedna filmowego przesłania, do momentu, gdy wariat i morderca jest atrakcyjny dla jego fanów (o zgrozo) i mediów, tylko wtedy gdy jest w nim 100% wariata. Poza wszystkim, poza zbrodnią, taki człowiek jest nikim, brudem za paznokciem, smutnym klaunem bez publiczności. Tak, to jest właśnie film o robieniu szumu wokół spraw, które na to nie zasługują. O tym, że przypadki kliniczne takie jak Joker powinny być izolowane i leczone, a nie wystawiane na blask fleszy.

Oczywiście można założyć, że Todd Phillips nie miał pomysłu i poszedł w musical. Wiecie, jak spaść, to z wysokiego konia. Ja jednak szanuję tę decyzję, choć to jednorazowy seans.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 121 min
Gatunek: dramat, musical
Reżyseria: Todd Phillips
Scenariusz: Scott Silver, Todd Phillips
Obsada: Joaquin Phoenix, Lady Gaga, Brendan Gleeson, Catherine Keener, Zazie Beetz
Zdjęcia: Lawrence Sher
Muzyka: Hildur Guðnadóttir

Za seans dziękuję sieci kin.

Cinema City

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?