To w końcu warto być przyzwoitym, czy nie? Mając na uwadze historię z filmu Zarządca Sanshō to chyba raczej nie. Gdyby dobroduszny gubernator działał po myśli swojego feudalnego pana, nigdy byśmy nie dostali jednej z tych chwytającej za serce opowieści, a ostatecznie pięknego, ale też rozdzierającego poematu o rozstaniu i cierpieniu.
Gubernator był więc tym szlachetnym zarządcą, kochali go chłopi, bo nie dał on zrobić im krzywdy. Sam zresztą zwykł mówić: „Bez litości człowiek jest jak zwierzę. Bądź surowy dla siebie, a miłosierny dla innych”. Takie słowa w XII-wiecznej Japonii, w której panuje niewolnictwo i wyzysk, brzmią szczególnie. Gubernator za swoją postawę zostaje wygnany do odległej prowincji, rodzina zostaje rozbita. Żona Tamaki oraz dzieci Zushiō i Anju mają zamieszkać u krewnych, ale czeka ich długa droga. To właśnie ta opowieść o okruchach życia, okrucieństwie świata, w którym człowiek ma wartość kilku monet.
Okruchy życia niczym drobinki przedłużające marny los.
W trakcie podróży rodzina zostaje ponownie rozbita, Tamaki trafia do domu publicznego, dzieci zostają sprzedane na dwór zarządcy Sanshō. To człowiek okrutny, stosuje kary cielesne, a wobec próbujących ucieczki, tortury.
Adaptacja wydanego w Polsce opowiadania Ogai Moriego mieni się ciemnymi barwami. Oczywiście film Kenji Mizoguchiego jest niezwykle poetycki, udało mu się uchwycić wspaniałe każdy przejaw dobroci. Są chwile w tych nieludzkich wydarzeniach, które w jakiś sposób potrafią dać momenty wytchnienia. Każdy ludzki odruch daje jakby nadzieję, że kiedyś będzie lepiej. Ale nie teraz, bo w okresie Heian w Japonii króluje wyzysk i niewolnictwo. I te ciemne barwy co chwilę przetaczają się przez obraz, lata mijają, sytuacja niewolników się nie zmienia, śmierć, tortury, garstka strawy, znowu śmierć.
Zarządca Sanshō to dzieło wybitne, ponadczasowe.
Małe jasne promienie nie dawały mi wytchnienia. Dla mnie to film okrutny, ważny w kwestii podejmowania dyskusji o prawach człowieka na świecie. Jednak w tym samym okrucieństwie świata przedstawionego, niebywały jest kunszt Mizoguchiego, który wplótł tu kilka pięknych delikatnych nici. Motyw pieśni matki, która dotarła do syna i córki nie zważając na odległość, to mistrzowskie posunięcie. To przyprawia o szybsze bicie serce, niewykluczone że obdarzeni większą empatią widzowie powinni uronić łzę.
Cały film zresztą dostarcza dużych emocji. Nie sposób być obojętnym na krzywdę która dzieje się uciskanym niewolnikom. Dla niektórych śmierć jest wytchnieniem, czekają na nią z utęsknieniem. Wiedzą, że dopiero umierając, tak naprawdę odpoczną.
Na 15. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji Zarządca Sanshō otrzymał nagrodę Srebrnego Lwa. Uznawany za dzieło wybitne, wciąż plasuje się na wysokich miejscach wśród tych najlepszych filmów wszech czasów. Uznanie krytyków i widzów nie dziwi, a oprócz zaangażowanego tematu, film oferuje wiele walorów artystycznych. Nie sposób wyrzucić kilku obrazów z pamięci, chociażby tego, gdy Anju powoli zanurza się powoli w wodzie.
Zarządca Sanshō nie jest dynamiczny w przekazie, ale jest bardzo intensywny w obdzieraniu widza ze spokoju ducha. I słusznie, wracając jednak do słów gubernatora i chwaląc taką postawę, sądzę że niewielu poświęciłoby rodzinę dla dobra ogółu.
Gatunek: dramat
Reżyseria: Kenji Mizoguchi
Scenariusz: Fuji Yahiro, Yoshikata Yoda
Obsada: Kinuyo Tanaka, Yoshiaki Hanayagi, Kyōko Kagawa, Eitarō Shindō
Zdjęcia: Kazuo Miyagawa
Muzyka: Fumio Hayasaka, Tamekichi Mochizuki, Kinshichi Kodera