Kate (Angie Dickinson) ma już serdecznie dość tego małżeńskiego marazmu. Chciałaby zostać główną bohaterką jakiegoś książkowego romansu, marzą się jej pieprzne akapity z nią w roli głównej. Chciałaby z pewnością przepaść w gorącym uścisku jakiegoś nieznajomego mężczyzny. Byle tylko wiedział jak się zabrać do rzeczy. O tak, Kate nie może usiedzieć w miejscu. To gospodyni domowa, uwiązana w jakiejś nieznośnej rutynie, a przecież wciąż czuje się młoda, wciąż chciałaby być obiektem pożądania. Na męża nie ma co liczyć, ten jest tylko meblem w ich mieszkaniu. A tam, w mieście, mężczyzn jest bez liku. Może ten elegancik oglądający dzieła sztuki na wystawie? Dlaczego nie?
Ten lakoniczny wstęp powinien wystarczyć każdemu widzowi, który przymierza się do obejrzenia tego filmu. Każde słowo więcej może popsuć zabawę. Tematycznie, dla znawców twórczości De Palmy, zaskoczeń być nie powinno. To przecież Brian De Palma, więc zapewniam że znajdziecie w W przebraniu mordercy, wszystko co z De Palmą Wam się kojarzy, a nawet więcej. Jest seks, zbrodnia, krew, morderca w przebraniu, ostra brzytwa, formalizm. Gatunkowo mamy więc głównie thriller, ale De Palma chyba nigdy nie stał tak blisko giallo jak właśnie tutaj.
B-klasa w przebraniu jak na Oscarowej gali.
Fani reżysera powinni poczuć się jak w domu, bo styl i atmosfera jest również jakby znajoma. Dzielony ekran, charakterystyczne najazdy kamer, montaż, zabawy z głębią ostrości na pierwszym i odległym planie. W W przebraniu mordercy widać parafkę mistrza w każdym rozdziale tej filmowej cudownej osobliwości.
Odniosłem wrażenie, że De Palma przede wszystkim wspaniale przy kręceniu bawił się wchodząc co rusz na terytorium kiczu. Stop, on już nie balansuje na granicy tegoż. On wchodzi w kicz całą swoją autorskością, zaczynając od pierwszej sceny gdy rozanielona Kate zażywa rozkosznej kąpieli pod prysznicem, a myślami jest gdzieś w erotycznym ogrodzie. Ta scena to perwersja, ale osobiście zaciągnąłem się przyjemnie jej nieco szmirowatym charakterem. Jednak wiedziałem, że to zabieg celowy, bo W przebraniu mordercy cały pokryty jest tą w pełni świadomą barwą jak z telenoweli.
Ale film De Palmy to też autentyczne mistrzostwo układania sekwencji. Bo zagrania są i owszem, kiczowate, ale styl to wciąż klasa. Niesamowite jak udało się twórcy (po raz kolejny) stworzyć tak wieloklasowe dzieło. Choćby sceny w muzeum sztuki, gdy Kate szuka swojego Romeo i lawirujemy pomiędzy kolejnymi wielkimi salami, a on raz za razem czai się w nowym miejscu.
Morderca tnie po gardle, czyli ukłon w stronę giallo.
W przebraniu mordercy jest więc swoistym hołdem dla gatunku, ale i dla innych mistrzów kinematografii. Wiadomo, że De Palma często spoglądał na Hitchcocka. Nie inaczej jest tutaj, bo można znaleźć kilka pomysłów z Psychozy. De Palma więc klei, lepi, podbiera od innych ale i od samego siebie, kilka patentów wykorzysta za chwilę choćby w Wybuchu. Tutaj specjalista od elektroniki zmieni się za rok w specjalistę od dźwięku z Wybuchu, i tak dalej.
Ja jestem od dawna zauroczony De Palmą i nie zawiodłem się dotychczas na jego decyzjach. Lubię styl, atmosferę, cenię za te rozedrgane scenariusze, które czasem trzymają się na tak delikatnych nitkach, że wystarczyłby lekki podmuch wiatru by wszystko się rozleciało. A jednak gatunkowy miks, angaż świetnych aktorów, granie schematami ale w mocno wywrotowy sposób, to wszystko sprawia że De Palma raz za razem wygrywa.
Nie odnajdziesz się w intrydze? Zakochasz się w Nancy Allen albo w Angie Dickinson na ekranie. Nie przypadnie ci do gustu wyraźna b-klasowość produkcji? Rozpłyniesz się w pracy Ralfa D. Boda, autora zdjęć. Ten film ma tak wiele do zaoferowania, że można go oglądać seans po seansie. Cudowne przeżycie, zwroty akcji, genialnie tandetny b-pogrom w najlepszych ciuchach od Armaniego.
Gatunek: thriller
Reżyseria: Brian De Palma
Scenariusz: Brian De Palma
Obsada: Michael Caine, Angie Dickinson, Nancy Allen
Zdjęcia: Ralf D. Bode
Muzyka: Pino Donaggio