Strefa interesów

Jak to jest, że ta królowa Auschwitz ze swoją dziatwą, ukochanym Rudolfem (w pewnym momencie też z matką) pieliła sobie grządki, doglądała upraw, zachwycała się dorodnymi okazami warzyw, wyprawiała przyjęcia (radość i śmiech dzieci), a kilka metrów dalej, za solidnym murem, rozgrywało się cierpienie milionów? Jaki proces zadziałał w mózgu człowieka, że ci nie-ludzie nie wychodzili poza swoją strefę interesów? Nie patrzą nigdy w stronę muru, nie rozmawiają o tym, tamto nie należy do ich codzienności, chociaż codziennością jest.

Czują dym, gryzie ich w oczy, jest to ta niemiła niedogodność związana z obozem zagłady za rogiem. Ale ogólnie? „Stworzyliśmy tu coś pięknego, nie chcę stąd wyjeżdżać” mówi Hedwig Höss do swojego męża, gdy ten dostał rozkazy o przeniesieniu.

Strefa interesówStrefa interesów, zanik człowieczeństwa.

Odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie może być kilka. Znamienny jest moment rozpoczęcia filmu. To czarna plansza z dźwiękiem, który jest dość nieprzyjemny. Ten moment trwa dobre dwie minuty. I zważywszy na fakt, że to po prostu czarna plansza z dobijającym się do uszu brzemieniem czegoś nieprzyjemnego, wszyscy musimy przyznać, że to moment wystarczająco długi, by mógł być uznany za irytujący. Ni to jazgot, ni to gwizd, coś drażniącego. Ale ten dźwięk mija i słyszymy śpiew ptaków. Tamtego dźwięku już nie ma, słyszalny bardzo długo ostatecznie przemija, nie zwracamy na niego uwagi. To tylko taki zabieg, mający na celu uwidocznienie, jak zapatrywali się na otoczenie Hössowie, bo później do nieprzyjemnych odgłosów wracamy.

W rodzinie Hössów wciąż nikt ich nie słyszy, a my? Ciągle to skwierczenie jakbyśmy słyszeli pracujące piece, krzyki, wrzaski, jazgot, strzały pojedyncze i seriami, ciężarówki, pociągi.

Strefa interesów to film wybitny, inny od wszystkich obrazów o Holokauście. Wśród zarzutów pojawiają się zazwyczaj te, które mówią o łagodnym przekazie. Jonathan Glazer, reżyser filmu, skupił się głównie na dwóch rzeczach. Przedstawił machinę służącą Niemcom do zgładzenia ludzkich istnień. Rudolf Höss ciągle chce usprawnić działanie swojego obozu, przyjmuje inżynierów, dyskutują o nowych piecach, które mogą szybciej obsłużyć ładunek. Tak, wymiar ludzki został tu wyparty. Są ładunki, jednostki, czas, efekt. Niemcy są skrupulatni w anihilacji, starają się być z dnia na dzień lepszymi zbrodniarzami.

Stonowany, ale jeden z ważniejszych w portretowaniu zbrodniarzy.

Druga kwestia to właśnie wyprana z empatii rodzina z Hedwigą Höss (doskonała Sandra Hüller, którą miałem okazję zobaczyć ostatnio w Anatomii upadku)  na czele. Tam jest zanik empatii, depresja tejże, zimna kalkulacja. Co do zarzutów, cieszę się że Strefa interesów powstała i pokazała zbrodniarzy w taki sposób. Obrazów szokujących jest bez liku, brutalna terapia filmowe jest potrzebna. Strefa interesów trafia, ale w inne punkty. Oskarżenia są druzgocące i trafiają w cały naród niemiecki. Na wojnie korzystało wielu Niemców, również ci którzy pozostali w kraju. Zrabowana biżuteria od jeńców z obozu, futra, kosmetyki, Hedwiga używała i przejmowała te rzeczy, wysyłała je krewnym w Niemczech.

Strefa interesów

Reżyser mówi więc dużo o ludziach związanych z obozem, o działaniu, kulisach, życiu za płotem w tym „raju na ziemi” jak mówiła sama Hedwiga.

Zdaję sobie sprawę, że pytanie z początku tekstu „jak to było, że oni nie zwracali uwagi na ten horror?” jest trudne. Ale z drugiej strony, trudne nie jest. A jak to jest, że Niemcy wybrali nazistów na przywódców narodu? Jak to jest, że pozwolili im stanąć na czele władz? Było przyzwolenie, więc efekty również przyszły. A teraz mamy taki film jak Strefa interesów, który powinien być seansem obowiązkowym za Odrą.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 105 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Jonathan Glazer
Scenariusz: Jonathan Glazer
Obsada: Christian Friedel, Sandra Hüller
Zdjęcia: Łukasz Żal
Muzyka: Mica Levi