Jeremy Saulnier nie zawodzi. Po doskonałym Blue Ruin, bardzo dobrym Green Room i dobrym Hold the dark można by się wprawdzie obawiać, że Saulnier osiadł na laurach i z filmu na film prezentuje wciąż niezłą, ale wyraźnie słabszą kondycję. Nic bardziej mylnego. Swoim najnowszym Rebel Ridge wraca na właściwy sobie (oby tak pozostało), bardzo wysoki poziom.
W tym mieście nie ma nikogo z kręgosłupem.
Słowa te padają wprawdzie gdzieś pod koniec filmu, ale można je zacytować na początku tekstu o obrazie Saulniera. To wyznacznik, główny trop do tego, jak czytać Rebel Ridge. Geneza gatunkowa powinna zaprowadzić nas gdzieś w okolice westernu o ostatnim sprawiedliwym, lub po prostu nieznajomym, który przejeżdża przez miasteczko i wpada w lokalne bagienko. A tam, w bagienku, można przebierać w deprawacjach do woli. Oględnie pisząc chociażby o samej powierzchni bagna, chodzi o korupcję. Dalej proponuje nie wchodzić (i nie sięgać), bo o własnych siłach będzie trudno wyjść z tego szamba. Ale Terry Richmond wszedł bardzo głęboko, chociaż nie z własnej woli.
Film o nadużyciach prawnych i próbujących z tym walczyć obywatelach.
Mężczyzna jechał wpłacić kaucję za kuzyna. Przyznaję, mógł irytować policjantów, którzy próbowali go zatrzymać do kontroli, a ten w słuchawkach na uszach pedałował na rowerze jakby brał udział w Tour de France. Wszystko, co stało się potem to już nadgorliwość i złośliwość municypalnych. Zarekwirowana gotówka przeznaczona na kaucje to główny przyczynek, dla którego Terry został w tym mieście dłużej niż chciał.
Jeremy Saulnier nakręcił film, który mógłby być kolejnym epizodem przygód Jacka Reachera, ale konstrukcją Rebel Ridge przypomina mi film Teda Kotcheffa z 1982 roku. Tak, piszę o filmie Rambo: Pierwsza krew i robię to z pełną premedytacją.
John Rambo tak jak Terry Richmond wcale nie chciał zabawić na długo w miejscu swojej destynacji. Miała być załatwiona pewna sprawa i można ruszyć w drogę. W obu przypadkach nieznajomym zainteresowali się nadgorliwi policjanci, w obu też przypadkach mamy do czynienia z byłymi wojskowymi, którzy nie potrzebują broni, by zadać ból i cierpienie. Obaj, już na koniec, stają na przeciw całemu posterunkowi policji i zamieniają okolice w piekło. A wystarczyło zrobić im drobną przysługę i zostawić w spokoju, przecież nie zrobili nic złego.
Rebel Ridge dotyka jednak kilku ważnych problemów natury społecznej. Opowiada o tym, jak łatwo wpaść w system, jak co niektórzy ów system wykorzystują, a w szczególności liczne luki. Jednak u podłoża kryje się to, co zawsze. Korupcja może z czegoś wynikać, prawda? Tu już nikt nie myśli o Make America great again, tu każdy wpadł w objęcia własnej zgnilizny i po prostu działa wykorzystując system jak się da. Jednak Saulnier pokazuje że, cytując klasyka, „ludzi dobrej woli jest więcej”. To pokrzepiające.
Rebel Ridge, bardzo dobry film z Netfliksa.
Aaron Pierre ze swoimi pięknymi hipnotyzującymi oczami może sobie rozgramiać całe oddziały policjantów z dalekiej prowincji, ale istotą jest tutaj wciąż prawo, które musi dojrzeć do sytuacji. Podzielony na rozdziały, z dobrze poprowadzoną akcją, intryguje w takim stopniu, że widz wciąż zastanawia się jak daleko mogą brnąć ludzie władzy w zbrodnie? W pewnym momencie przecież nie da się tego wszystkiego posprzątać, zatuszować, ułożyć pod swoją narrację. Ale również, w pewnym momencie, każdemu puszczają hamulce bo sądzi że jest wszechpotężny i niezniszczalny.
To nie jest film akcji, dużo tu przepychanek, kilka donośnie brzmiących sekwencji, dobre dialogi. Saulnier miał poślizg na pandemii, ten film mógł wyjść wcześniej, w głównej roli miał wystąpić John Boyega. Dobrze się stało, Aaron Pierre jest bardzo przekonujący, Don Johnson jak zawsze świetny, a wszyscy wokół wiarygodni. Polecam.
Czas trwania: 131 min
Gatunek: sensacyjny
Reżyseria: Jeremy Saulnier
Scenariusz: Jeremy Saulnier
Obsada: Aaron Pierre, Don Johnson, AnnaSophia Robb, David Denman, Emory Cohen
Zdjęcia: David Gallego
Muzyka: Brooke Blair, Will Blair