Jedna z oryginalniejszych produkcji z 2023 roku z potencjałem na coś o wiele większego jest tylko, albo aż, dobrym horrorem sci-fi. Jest jednak znacznie lepszym filmem, gdy zaczniesz go czytać jako hołd dla klasycznego sci-fi z lat 50. Gdy dodam, że czuć tutaj (trochę) ducha powieści Jacka Finneya (Inwazja porywaczy ciał), powinieneś być wyraźnie ukontentowany.
Polubiłem film Briana Duffielda. To bardzo odważny projekt reżysera, który do tej pory dawał się poznać głównie jako scenarzysta. To spod jego ręki wyszedł scenariusz do niedocenionej moim zdaniem Głębi strachu z 2020 roku z Kristen Stewart w roli głównej. To on napisał scenariusze do Opiekunki (2017, McG) i do Miłość i potwory (2020, Michael Matthews). Widzicie już pewną prawidłowość? To wszystko dość nietuzinkowe filmy, wybijające się poniekąd ze schematów nawet jeżeli widzisz w nich klisze, bo przecież kino gatunkowe idzie utartymi ścieżkami. Ale każdy ze scenariuszy Duffielda, również ten do Nie ocali cię nikt, oferuje coś własnego, jakąś świeżość.
Nie ocali cię nikt, groza niczym z lat 50.
Nie mogę jednocześnie zagwarantować, że każdy odbiorca będzie równie zachwycony tym pomysłem, który można nawet uznać za eksperyment. Jednak ja szanuję eksperymenty, chylę czoła przed każdą nową formą wypowiedzi, a w tym przypadku przecieram oczy ze zdumienia. Oto bowiem Brian Duffield skutecznie przeforsował swoją wizję. Jest to wizja odważna, która narażała go na wiele nieprzyjemności (ach ci krytycy), ale dla mnie twórca jawi się niczym spadkobierca Larry’ego Cohena (nieodżałowany twórca takich filmów jak A jednak żyje, czy Substancja), któremu nie straszne były trudności realizacyjne i mała zasobność portfela. Cohen po prostu urzeczywistniał swoje szalone projekty. I Duffield zrobił podobnie w Nie ocali cię nikt.
To horror sci-fi, hybryda alien home invasion z dramatem psychologicznym (przyznaję to ten kłopotliwy moment), film bez dialogów, z sugestywną muzyką. Zawsze po stronie kina niezależnego i wszystkiego, co z niezależności wynika. Przede wszystkim to klasyczne podejście do ataku obcych i wizerunku tychże. I to jest fantastyczny zabieg. Mamy bowiem film z 2023 roku, w którym zdecydowano o wyglądzie obcych posiłkując się właśnie latami 50. Tacy obcy zdobili okładki tanich powieści sci-fi czy komiksów, w których zaczytywali się mieszkańcy USA. Retro stylistyka, ale jednocześnie nowoczesne podejście do realizacji.
Główną bohaterką jest Brynn (urocza i bardzo przekonująca w swojej roli Kaitlyn Dever), młoda dziewczyna żyjąca gdzieś na uboczu małej społeczności. Jest jakaś zadra w przeszłości, dziewczyna nie może odzyskać spokoju. żyje w dużym, znowu klasycznym domu na prowincji, czasem podjeżdża do miasta na zakupy, odwiedza grób przyjaciółki. Od jakichś tragicznych wydarzeń, owianych tajemnicą do samego końca filmu, minęło już wiele lat, ale ludzie pamiętają.
Horror, science-fiction, trochę metafory.
Co innego obcy, którym na drodze stanęła Ziemia. Ich nie interesują takie niuanse, chociaż, rzeczywiście, stają się w pewnym momencie kluczowe. Bo oprócz inwazji, obcy gatunek chciałby nas poznać, w pewien sposób wykorzystać, być może to właśnie jest istotne do interpretacji finału.
Nie zagłębiając się jednak w szukanie drugiego dna i nie wchodząc w szczegóły na temat przesłania, to Nie ocali cię nikt jest tym sugestywnym horrorem sci-fi z dużą domieszką akcji.
Mały budżet, efekty wykonane poprawnie, obcy niczym z dobrego żartu o ufoludkach, a ja i tak oglądałem z zapartym tchem. Dużo tu się dzieje, Brynn walczy z obcymi w domu, na korytarzach, wybiega na zewnątrz. Przeżywa katharsis, doświadcza grozy (reżyser nigdy nie zapomina o kinie gatunku), sceny są mocne, obcy nie cofną się przed niczym.
Nie mogę polecić wszystkim, ale zawsze zakładam ze trzeba wchodzić w nowe filmowe doświadczenia. Nie ocali cię nikt jest właśnie takim obrazem, dla mnie mocnym, bardzo orzeźwiającym, oryginalnym i intensywnym.
Czas trwania: 93 min
Gatunek: sci-fi, horror
Reżyseria: Brian Duffield
Scenariusz: Brian Duffield
Obsada: Kaitlyn Dever, Zack Duhame, Lauren Murray
Zdjęcia: Aaron Morton
Muzyka: Joseph Trapanese