Tłumaczył Tomasz Beksiński, czytał Janusz Kozioł.
Gorączkę śmierci powinno oglądać się w takiej wersji, oraz w przekonaniu że jest to film świadomy, prześmiewczy, z gruntu rzeczy będący pastiszem kina gatunku.
Beztroską atmosferą przypomina mi nieco Wielką drakę w chińskiej dzielnicy, tematem hybrydę Re-Animatora Stuarta Gordona z Oni żyją! Johna Carpentera. Gordon wskrzeszał na potęgę, u Carpentera pod ludzką powłoką kryli się obcy, a u Marka Goldblatta po ulicach chodzą zombie, choć nie jest łatwo ich rozpoznać. Zanim jednak rozwinę temat Gorączki śmierci, czyli napiszę o zombie, nurcie buddy cop, horrorze i czerstwej komedii w jednym warto wspomnieć o autorze tegoż.
Gorączka śmierci, zgrywa totalna.
Znacie Marka Goldblatta bardzo dobrze. Znacie go lepiej niż sądzicie i nawet nie zaprzeczajcie. Znacie doskonale jego pracę, ale niekoniecznie na reżyserskim polu. Oprócz bowiem Gorączki śmierci Goldblatt nakręcił jeszcze jeden film, wszak nie byle jaki, bo był to Punisher z Dolphem Lundgrenem. I na tym koniec, dwa filmy na koncie. Natomiast w kwestii filmowego montażu, Goldblatt mógłby zawstydzić niejednego fachowca. Etatowy współpracownik Jamesa Camerona (nominacja do Oscara za Terminatora 2). Poza tym wymieniając tylko z grubsza te „zmontowane” wspomnę Komando, Showgirls, Predator 2, Chappie, Armagedon i wiele, wiele innych. Łatwiej więc byłoby wymienić twórców kina gatunku z którymi Goldberg nie współpracował.
Mamy jednak tutaj przykład Gorączki śmierci, która jest klasycznym filmem buddy cop oraz komedią i horrorem w jednym. Nie sposób zatrzymać tej karuzeli śmiechu i biegnących na złamanie karku wydarzeń. Ale, moi drodzy, to komedia jak z najlepszych dowcipów Karola Strasburgera. Gdyby istniała obiektywna lista stu najbardziej suchych one-linerów w kinie akcji, zakładam, że pierwszych 80 miejsc zajmowałyby te ze Gorączki śmierci. Wracam jednak do sugestii z pierwszych zdań, bo tłumaczenie Beksińskiego jest pod tym względem równie skuteczne.
Dobra zabawa, zombie, sci-fi, buddy cop.
A fabuła? Przypominam, Goldblatt nacisnął spust i ściągnął palec na napisach końcowych. Podczas rutynowej akcji ze złodziejami biżuterii dochodzi do strzelaniny. Dwójka bandziorów nie chce upaść pod gradem kul, ale w końcu udaje się sprowadzić zbirów do parteru. Poszlaki prowadzą do laboratorium, w którym opracowano maszynę do wskrzeszania, a jeden z dwójki naszych gliniarzy musi z niej skorzystać. Nawet nie wiem jak to streszczenie zazębiło się w dwóch zdaniach i widzę jak to wszystko absurdalnie musi wyglądać. Tak, zgadza się, Śmiertelna gorączka to głupi film, który jednak ogląda się doskonale. To klasyk, cała farsa się sprawdza bo aktorzy (czuć to) zdają sobie sprawę w czym biorą udział.
Niezgorsze efekty specjalne, świetne strzelaniny (czołówka pirotechniki) i charyzmatyczni (ale głównie pocieszni) Treat Williams i Joe Piscopo na czele tej błazenady. I nie można tego filmu brać poważnie, a jednak jest to obraz dokładnie taki, jak Mark Goldblatt go sobie wymyślił.
Czas trwania: 86 min
Gatunek: akcja, sci-fi, horror, komedia
Reżyseria: Mark Goldblatt
Scenariusz: Terry Black
Obsada: Treat Williams, Joe Piscopo, Darren McGavin, Lindsay Frost
Zdjęcia: Robert D. Yeoman
Muzyka: Ernest Troost