Rozpaczliwie poszukując Susan cudownie rozsadza gatunkowe ramy, w które, co niektórzy widzowie, uwielbiają zamykać filmowe obrazy. Oglądałem już ten film, ale będąc nastolatkiem, nie mogłem wiedzieć z jakim odważnym obrazem mam do czynienia. Nie tylko odważnym, a raczej zbuntowanym, przecierającym szlaki, doskonale też napisanym.
Drugi film pełnometrażowy Susan Seidelman posiada wprawdzie intrygę, którą można podciągnąć pod kryminał, ale ten sam kryminał leży tak daleko od centrum wydarzeń, że naprawdę, nie myślimy o nim. Istotą jest drugie dno, czyli rozpaczliwe poszukiwania Susan, a innymi słowy, rozpaczliwe próby wyjścia z narzuconej roli przez środowisko, najbliższych znajomych, rodzinę. Cała reszta to anarchia, kolor, muzyka, moda, ulica. Wolność.
Rozpaczliwie szukając Susan, czyli opowieść o szukaniu własnego „ja”.
Tak, film Seidelman jest o wolności, a jej ucieleśnieniem jest krętaczka Susan, w którą tak fantastycznie wcieliła się Madonna. Madonna dopiero wznosiła się na okołoziemską orbitę, a Seidelman zatrudniła ją jako niedoświadczoną jeszcze aktorkę. Rozpoznawalna natomiast była już Rosanna Arquette. Po premierze filmu, gdy Madonna atakowała notowania listy Billboard kolejnymi singlami, rolę się odwróciły. Widzowie przypuścili szturm na kina. Film zyskał status kultowy, swoje zarobił, wszyscy byli zadowoleni, ale Arquette trochę mniej.
Wróćmy jednak do kwestii najważniejszej, mojego dzisiejszego odbioru tego magnetycznego filmu, w którym reżyserce udało się w doskonały sposób uchwycić brzmienie miasta Nowy Jork. Dzisiaj ten film to energia, ewidentnie wyraźne feministyczne rysy, fantastyczna uliczna kronika z lat 80., charyzma bijąca z Madonny i pokręcony scenariusz. Sam scenariusz autorstwa Leory Barish (który przerobił Craig Bolotin) wciąga nas od początku w zabawę.
Wykwintny scenariusz, niezależność do końca.
Oto poznajemy kobietę, dla której największa rozrywką jest przeglądanie ogłoszeń matrymonialnych w gazecie. Upatrzyła sobie szczególnie jeden typ przesyłanych za pośrednictwem gazety wiadomości. Oto ktoś wciąż rozpaczliwie poszukuje Susan. To coś w rodzaju wiadomości, którą osoba zainteresowana odczytuje i stosuje się do niej. Spotkanie w parku, na tej ulicy i tak dalej. I tym tropem podąża Roberta Glass.
Ona, kura domowa, żona Gary’ego Glassa, sprzedawcy basenów i jacuzzi wychodzi na kolorową ulicę. Opuszcza swój skrojony na miarę dom w New Jersey i podąża śladem Susan. A Susan? Krzykliwa, nie do zatrzymania, chaos. Wykorzystuje łatwowiernych facetów, potrafi dać sobie radę w każdej sytuacji, ale równie często wpada w kłopoty. Tu nie zapłaci, tam wejdzie bez biletu, prześpi się z kimś i zakosi łup z włamania. Ups. No właśnie. Teraz już nie tylko Roberta śledzi Susan.
W tym filmie można aż zachłysnąć się stylem, kolorem, lekkością. Nakręcony niemal nonszalancko w, mimo wszystko, punkowej tonacji przez Susan Seidelman kryje w sobie wiele niespodzianek. Świetna jest obsada. Na ekranie zobaczymy Johna Turturro, Willa Pattona, Aidana Quinna, który jako mężczyzna o imieniu Dez wpada w miłosne sidła. Na trzecim planie krząta się pewna część artystycznej bohemy, czyli znajomi reżyserki. Scenarzyści, piosenkarze, ludzie którzy wówczas byli częścią niezależnej sceny (muzycznej, filmowej) Nowego Jorku.
Wydaje się więc, że to ważny film nie tylko ze względu na rozrywkowy charakter. Nie inaczej. Pisząc o filmowej magii dzisiaj mogę zestawić go obok Cudownej mili, innego przykładu kina z drugiej strony lustra, lub po prostu kina na lekkim haju.
Reżyseria: Susan Seidelman
Scenariusz: Leora Barish
Obsada: Rosanna Arquette, Aidan Quinn, Madonna, Robert Joy, Will Patton, John Turturro
Zdjęcia: Edward Lachman
Muzyka: Thomas Newman