Wspaniale rozwija swój autorski język Brandon Cronenberg. Podoba mi się to, że Brandon nie tłumaczy (nie tłumaczy, czyli nie rozkłada na czynniki pierwsze) wymyślonego patentu. Tak było w Possesor, poprzednim jego filmie, tak jest w Infinity pool. Groza wychodzi z tego momentu, gdy dasz upust swoim pragnieniom i gdy zgodzisz się na przejście na drugą stronę lustra. Łatwo powiedzieć: „Nie rób tego, to źle się skończy”. Gdy na szali jest twoje życie, wolisz przecież, mimo wszystko, nagiąć rzeczywistość pod swój interes.
Ten patent to technologia, która po prostu jest w miejscu, w którym aktualnie przebywają filmowi urlopowicze. Li Tolqa nie istnieje, kraj został wymyślony na potrzebę filmu. Z jednej strony kurort, który znajduje się na Li Tolqa oferuje rajskie warunki, hotel ma wysoki standard, gościom pomaga wykwalifikowana obsługa. Li Tolqa, poza kurortem, to dzika kraina, władzę sprawuje reżim, szerzy się korupcja, lepiej nie wychodzić z hotelu. Oczywiście James i Em wyszli. Namówili ich do tego inni turyści.
James jako kierowca śmiertelnia potrąca przechodnia. na Li Tolqa stosuje się prosty kodeks, za większość przewinień jest kara śmierci. Jednak za dużą opłatą władze chętnie sklonują oskarżonego i najwyższy wymiar kary zastosują wobec uzyskanego w ten sposób sobowtóra. Proste, ale niektórzy przeginają i są już zbyt długo bezkarni.
Body horror Davida, czyli mind horror Brandona.
Koncept jest okrutny, tak jak okrutne wydaje się założenie, że możesz stać się bezduszną maszyną, bohaterem gry komputerowej, który ma nieskończenie wiele żyć. Nic ci nie grozi, możesz zabijać, gwałcić, rabować, a i tak winę ponosi ktoś inny. Teoretycznie, bo to przecież Twój klon. Nie skażą na śmierć ciebie, ale tego drugiego, który ma jednak te same wspomnienia, tą samą świadomość.
Infinity pool to kino mocne i bezkompromisowe, a Brandon Cronenberg wchodzi bez znieczulenia w temat „uważaj, w co się bawisz”. Wracając do początku tekstu, to tej zabawy nie powinno się w ogóle podejmować. Jednak, ponownie, kto ma na tyle mocny kręgosłup moralny, by przyjąć karę za swoje przewinienia, jeżeli karta „wyjdź z więzienia” jest na wyciągnięcie ręki?
Filmowy trip, który oferuje ciężkie doznania.
W rezultacie dostaliśmy narkotyczną podróż przez niebezpieczne pragnienia, a tym który owe pragnienia ujeżdża jest Alexander Skarsgård. Partneruje mu piękna Cleopatra Coleman, a kusi Mia Goth i Jalil Lespert. Infinity pool to niebezpieczny trip, z którego nie możesz wyjść o własnych siłach. W takim położeniu znajduje się James. Z chwilą, gdy złamał prawo, przestał istnieć. Cała reszta to ostatnia impreza przed pójściem do piekła. Tak to widzę. Zawsze musisz ponieść konsekwencje swoich czynów, Brandon Cronenberg daje tylko narzędzie do uprawiania rozpusty na chwilę przed podaniem rachunku za zabawę.
Gdy wejdziemy jeszcze głębiej, możemy oczywiście zacząć czytać Infinity pool między wierszami. Dlaczego James zdecydował się na taki krok? Zawsze był konformistą, wygodne życie nauczyło go wybierać najprostsze rozwiązania. Czuł się skrępowany przez pieniądze żony i teścia, inteligentny ale bez możliwości podejmowania własnych decyzji. A teraz? Teraz w końcu może trochę porządzić. Niebezpieczny narcyz dostaje władzę, inteligencja nie pomogła, pragnienie okazało się zbyt silne.
Mocny, mroczny, wierci ponownie dziurę w brzuchu i używa do tego podobnego sprzętu jak w Possesor. Brandon, pomimo tego że kręci swoje i nie ogląda się na dokonania ojca, to jednak ma wiele z nim wspólnego. Przecież wciąż chodzi o żądzę, niezaspokojony apetyt i o człowieka, który wchodzi przez uchylone drzwi. Czy dla jednorazowej (no, może to trwać trochę dłużej) uciechy, warto?
Ale z drugiej strony nie dziwi to, że bohaterowie Cronenberga poddają się osobliwym wydarzeniom. Frustraci, słabi, niezaspokojeni, wkurzeni, duszą emocje. Któż mógłby się oprzeć takim fantastycznym uniesieniom?
Gatunek: sci-fi, horror
Reżyseria: Brandon Cronenberg
Scenariusz: Brandon Cronenberg
Obsada: Alexander Skarsgård, Mia Goth, Cleopatra Coleman, Jalil Lespert
Muzyka: Tim Hecker