Ferrari

Gdy coś jest piękniejsze, zwykle lepiej działa. Tak mówi Enzo Ferrari w filmie Michaela Manna. Słowa te brzmią dobrze, a w odniesieniu do pięknych czerwonych bolidów wydaje się, że są trafne. Ale w pięknym ferrari zawsze siedzi człowiek kierowca. Prowadzi doskonałe auto na krętej drodze, dochodzi więc czynnik ludzki i wyboista, nierzadko niepewna, nawierzchnia.

Ferrari więc, jako samochód, może działać dobrze, ale kierowca swoją brawurą, nieuwagą, lekkomyślnością, poddając się naciskom (będąc też pod presją), może spowodować tragiczny wypadek. Tak, dosłownie, stało się w 1957 roku w wyścigu Mille Miglia, który rozgrywał się we Włoszech na publicznych drogach. W przenośni, a przecież film często jest metaforą, tak dzieje się w życiu. Lubię to dość proste stwierdzenie „jest dobrze, jak jest dobrze”. Cóż, nie mamy wpływu na wiele zewnętrznych uwarunkowań, ale nasze decyzje zawsze wypływają od nas. Dlaczego o tym piszę? Bo Enzo Ferrari podjął wiele złych decyzji, był owładnięty pasją, nie potrafił się zatrzymać. Jedni napiszą, że był nieugięty, ja napiszę że miał obsesję, ale przede wszystkim był słaby jako człowiek, a trud jego i pracujących z nim ludzi daremny.

FerrariMichael Mann jakby nie u siebie. I ja to czułem.

Długo zbierałem się do seansu. Nie wykluczam, że moje nastawienie w dużym stopniu przełożyło się na odbiór film. Pisząc dość enigmatycznie, wspomnę tylko że wolę wszystkie pozostałe filmy Michaela Manna. Zaczynając od tematu, który absolutnie mnie nie interesuje (i nie zainteresował), po samą realizację, w której nie odnalazłem tego, czego tak desperacko próbowałem się chwycić. Miałem bowiem nadzieję, że Michael Mann podpisze jakoś film, zostawi autograf pod swoją ekranizacją biografii Ferrari. Człowiek i maszyna autorstwa Brock Yatesa. Niestety, nic takiego nie zauważyłem.

Dla mnie Ferrari z 2023 roku mógł zostać wyreżyserowany przez kogokolwiek. I przykro mi z tego powodu, choć z drugiej strony doceniam, że Michael Mann dopiął swego (bo przecież chciał zrobić ten film).

A ten Mannowski mężczyzna? Uparty, trudny w obyciu, charakterny? Tak, ale nie w tym wydaniu, nie uwierzyłem w ten wizerunek, bo każdy amerykański bohater Manna dał się lubić, czuło się w nich niebezpieczny magnetyzm. Innymi słowy włoska ziemia nie była żyzna dla jednego z moich ulubionych żyjących reżyserów.

Życie w rozsypce, zamknięte w maszynie.

Fabularnie to skrót z życia. Ferrari bowiem to wycinek z biografii, naciski Enzo na sztab mechaników, na kierowców i utarczki z żoną. Ferrari chciał lepszych wyników na wyścigowym torze, wygłaszał płomienne przemowy, był przedsiębiorcą dla którego liczyło się dobro firmy. Życie prywatne to bałagan. Żona w domu, druga rodzina ukryta w posiadłości. Podwójne życie u życiowego lawiranta, który dał fanom motoryzacji dużo radości, ale najbliższych ranił.

Ferrari

Myślę, że to nie był film dla Manna. Po prostu. Adam Driver robił swoje, Penélope Cruz też stanęła na wysokości wyznaczonego zadania. Mówili po angielsku z włoskim akcentem, mieli szykowne ubrania, czuło się czas i miejsce. Jeżeli ten film miał być wyrazem miłości do samochodów tej konkretnej marki, to być może entuzjaści dźwięku silnika będą wniebowzięci. Ja wyciągnąłem z filmu tylko, że Enzo zdradzał żonę, miał za nic ludzkie życie, a najważniejsze dla niego było dobrze uchwycone logo z wierzgającym czarnym koniem.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 130 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Michael Mann
Scenariusz: Troy Kennedy Martin
Obsada: Adam Driver, Penélope Cruz, Shailene Woodley, Sarah Gadon
Zdjęcia: Erik Messerschmidt
Muzyka: Daniel Pemberton