Jak trudno jest opowiedzieć swój sen wie każdy, kto choć raz próbował to zrobić. Jasne, możesz nakreślić o co w nim mniej więcej chodziło, ale umówmy się, większość szczegółów odpuszczasz. Trudno przekazać te wszystkie wydumane fantasmagorie. W snach miesza się czas, miejsca, postaci. Jesteśmy tam królami życia, ofiarami, cierpimy, egzystujemy w różnych stanach i miejscach. Sny dobrze wypadają w kinie i literaturze. Coś na wzór snu utkał w swoim komiksie Andreas.
Formalnie komiks niemieckiego scenarzysty i rysownika Andreasa Martensa to mistrzostwo. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z taką odwagą jeżeli chodzi o prezentację wydarzeń. Każdy kadr kryje niespodziankę, ukryty kontekst, zabawę (upiorną, męczącą) z narracją.
Świat przewrócony na lewą stronę.
Czy przez to album zawierający historię Cyrrusa i Mila może nastręczać problemów z odczytywaniem treści? A jakże, bo to przecież sen Andreasa, złapany w komiks niby koszmar, ale po prawdzie właśnie majaki, urojenia, jakieś skrawki, które oczywiście można zamknąć w fabularnym nawiasie. Ale to Andreas i nietypowa konstrukcja oraz klimat przypomina mi jego jedyny komiks, z którym miałem wcześniej styczność. Mam na myśli album Rork, który jednak był bardziej przejrzysty, ale atmosferą (minęło kilka dekad i pamiętam dokładnie!) przypomina mi własnie ten dzisiaj omawiany. Atmosfera jednak atmosferą, bo Cyrrus / Mil chodzi jednak swoją wyboistą drogą.
Bohaterem pierwszego tomu jest archeolog Cyrrus Fox, który odkrywa starożytną budowlę. Ten moment to wstęp do tego, by czas zaczął się z Cyrrusa naigrywać. Szereg paradoksów jest inicjowanych przez powtarzające się omdlenia Cyrrusa. Ten budzi się w innym miejscu, w innym czasie, jakby obok wydarzeń, które miały lub będą mieć miejsce. Mil to prehistoria, praczasy i dziwna persona obserwująca ukradkiem rozwijające się zdarzenia. Trudno się o tym pisze i trudno się album poleca.
A jednak warto dla tej spektakularnej próby uchwycenia czegoś (teoretycznie) niemożliwego do przedstawienia.
Rysunki: Andreas Martens
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Ilość stron: 96
Wydawnictwo: Egmont
Format: 220 x 300 mm