Głęboka noc, na wysypisko śmieci podjeżdża samochód. Smutni panowie wychodzą z auta i wyrzucają mężczyznę na hałdę rozkładających się odpadów. Dla nich to taki sam odpad. Na ich nieszczęście mężczyzna jest tylko nieprzytomny, a bili przecież tak, by zabić. To jest to samo wysypisko, na którym w inną noc, w innym filmie, dokumenty palił Franciszek Maurer z kolegami. Dwaj panowie z samochodu to na pewno koledzy tamtych, pracują w jednej firmie.
„Byli szkoleni, byli dobrymi ubekami. Byli w najlepiej zorganizowanej mafii na świecie.”
Mężczyzna na wysypisku przeżył, trafił do szpitala, ale nic nie pamięta. My wiemy, że to Marek, brat krewkiego opozycjonisty. Na tym polegało nieszczęście Marka, że był krewnym tego nadgorliwego, stawiającego się władzy i ostatecznie (w kontekście zmian ustrojowych) triumfującego. Marek był „ostatnim zadaniem” grupy kapitana SB. W filmie Zwolnieni z życia kapitan nie nosi imienia, reprezentuje odchodzącą w zapomnienie służbę bezpieczeństwa.
Waldemar Krzystek miał w tamtym okresie rękę do poruszających i angażujących dramatów. Pamiętacie zapewne Ostatni prom z 1989 roku o grupie Polaków, którzy na wieść o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce postanowili nie wracać do Świnoujścia.
Filmy były dla Krzystka orężem, głosem sprzeciwu, ale też pewnego rodzaju kroniką opisującą różne przypadki z ówczesnego okresu. Tak jest między innymi w Zwolnionych z życia, w którym wybijającym się na pierwszy plan epizodem jest ten o zniszczonych przez system obywatelach.
Zwolnieni z życia, film o demonach które nie chcą zasnąć.
Marek bowiem, główny bohater omawianego filmu, oczywiście przeżył ciężkie pobicie, ale ten dramat odbił się na wszystkich. Bo Marek, gdy się już ocknął wciąż jest dręczony koszmarami tamtej nocy, a sprawcy są przecież na wolności. Nie dokończyli roboty, ale nie przeszli też komisji weryfikacyjnych. Są na ulicy, tak jak Marek który uciekł ze szpitala i wpadł w objęcia samotnej kobiety, kolejnej „zwolnionej z życia”.
Film Waldemara Krzystka to nie tylko studium psychologiczne tego nietypowego związku mężczyzny, który został wyrzucony na bruk i kobiety, na którą wołają „Francuzka”, bo połowę dnia spędza na wywodach o życiu w Paryżu i opisywaniu dostatniego życia gdzieś tam, w zachodniej Europie. Zwolnieni z życia to, o ile dobrze odczytuję zamiary reżysera i scenarzysty, opowieść o ucieczce.
Proszę mnie dobrze zrozumieć, Marek stracił pamięć, „Francuzka” wydaje się być niespełna rozumu. Ta dwójka popadła w pewien rodzaj „szaleństwa”, bo przecież inaczej się niekiedy wówczas nie dało, w tamtej dziwnej, groteskowej, niebezpiecznej rzeczywistości. Nie, to nie jest luksus bycia wariatem, ale następstwo wielu wydarzeń – pobicia przez bezpiekę, czy innych osobistych wciąż dramatycznych czy tragicznych wydarzeń.
To dobry film, ze świetnym Janem Fryczem, niezwykle naturalną Krystyną Jandą (która tutaj nie gra z tą niekiedy dokuczliwą manierą). Nie można też nie wspomnieć o muzyce Zbigniewa Preisnera, która stanowi doskonałe tło dla przejmujących wydarzeń (początek filmu i sceny na wysypisku z partyturami Preisnera w tle zapadają w pamięć). A sam film to przede wszystkim przejmujący komentarz o niebywale trudnych przeobrażeniach ustrojowych i wszystkich jego następstwach.
Czas trwania: 107 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Waldemar Krzystek
Scenariusz: Waldemar Krzystek
Obsada: Krystyna Janda, Jan Frycz, Gabriela Kownacka, Wojciech Wysocki , Mariusz Benoit, Krzysztof Tyniec
Zdjęcia: Dariusz Kuc
Muzyka: Zbigniew Preisner