Uwielbiam filmy Koterskiego i w pewnym sensie ich nie cierpię. Paradoks. Taki sam paradoks jak przy samej próbie określenia gatunku filmowego, w którego sidła wpadł Miauczyński, ulubiona postać reżysera. Można łatwo wydedukować, dlaczego mogę nie cierpieć tych filmów. Tak jest przecież najczęściej, gdy widz w satyrze widzi siebie, a ja miejscami mogę się w Miauczyńskiego życiu przeglądać. Nie powiem, w których momentach. Może i nielicznych, ale to wystarczy, żebym poczuł się nieswojo. Pocieszam się tym, że mnie te momenty bawią. I pocieszam się tym, że najwyraźniej śmieję się z samego siebie. Czyli nie wszystko stracone.
Życie wewnętrzne, czyli depresja frustrata.
Głównym bohaterem jest Miauczyński. Tutaj Michał, przeważnie Adaś. Sfrustrowany inteligent, furiat, energetyczny wampir. W Życiu wewnętrznym wcielił się w niego Wojciech Wysocki. Dwa lata wcześniej, w Domu wariatów, Miauczyńskiego grał Marek Kondrat. Aktorzy się więc zmieniali (Miauczyńskiego zaszczytu dostąpił Cezary Pazura, Andrzej Chyra, Zbigniew Rola, Adam Woronowicz, Michał Koterski). Wszyscy wymienieni spełniali swoje zadanie koncertowo (były i wcielenia teatralne), ale najbardziej antypatyczny jest jednak Pan Wojciech Wysocki.
Miauczyński w tym wcieleniu mieszka w okropnym bloku i cały dzień skupia się na tym, by podpalać niechęć do żony. Chciał od niej odejść dzień po ślubie, sam tak mówi. Czemu trwa w tym związku? Czemu ten związek w ogóle jeszcze istnieje? Z Dnia świra wiemy, że Miauczyński jest już po rozwodzie (żonę gra w obu filmach Joanna Sienkiewicz), ale tutaj przedstawiona jest codzienna gehenna męża i żony. Rutyna, podróże windą, agresywny pies sąsiada, kolacja przy małym stoliku, mieszkaniowa ciasnota, jakieś majsterkowanie które do niczego nie prowadzi. I w tej rutynie gotuje się małżeński horror. Złośliwości, podstawianie nogi, słowne utarczki i przepychanki.
Życie wewnętrzne to obraz rutyny, która zabija. Ale to jednocześnie obraz życiowego wypalenia, pogłębiających się frustracji i nienawiści, która doprowadza do wyniszczania organizmu. Miauczyński bowiem głównie nienawidzi. Nienawidzi żony, sąsiadów, tego obskurnego wieżowca, w którym mieszka (nic w tym dziwnego, to wyjątkowy przypadek obskury, korytarze jak z zakładu karnego). Głównie nienawidzi siebie. Nienawiść wykańcza go psychicznie i fizycznie. Ucieka w krainę snu. To tam, w sennych marzeniach ucieka też w kierunku seksualnych fantazji, jakby te miały być lekiem na całą sytuację.
Wściekłość i gniew jako wytyczne przy budowaniu postaci Miauczyńskiego.
Dużo można by napisać o wściekłym na wszystkich Miauczyńskim. Kino dość mocno eksploatuje takie postaci. Podobnych frustratów można znaleźć na przykład w filmach stanowiących trzon Brytyjskiej Nowej Fali (Miłość i gniew). Koterskiego jednak wyróżnia coś szczególnego na tle innych twórców, którzy wypełniają swoje filmy bohaterami tonącymi w nienawiści. To ciągłe balansowanie na granicy gatunku.
Ja owszem, potrafię się śmiać na filmach reżysera Dnia świra. Jasne, te filmy są wypełnione humorystycznymi akcentami. W jednych jest to bardziej widoczne (Nic śmiesznego), w innych mniej (Porno). Ale każdy się zgodzi, po seansie, po dłuższej chwili refleksji, że to są smutne filmy o samotnym człowieku który wymaga terapii.
Czyli co? Jest to trochę nie fair, że śmiejemy się na filmie, w którym mężczyzna mocuje się z życiem i raz po raz dostaje od życia w szczękę? No cóż, niektórzy się na tych filmach nie śmieją, to pewne. Bo w gruncie rzeczy Dzień świra, Ajlawju, Wszyscy jesteśmy Chrystusami ale przede wszystkim Dom wariatów i opisywane teraz Życie wewnętrzne to obrazy o nałogach. samotności, depresji, złych dniach które ciągną się latami.
Czas trwania: 86 min
Gatunek: dramat, psychologiczny
Reżyseria: Marek Koterski
Scenariusz: Marek Koterski
Obsada: Wojciech Wysocki, Joanna Sienkiewicz, Jan Machulski, Antonina Gordon-Górecka, Henryk Bista, Zbigniew Buczkowski
Zdjęcia: Jacek Bławut