Robert Silverberg we wstępie napisał, że wzorował się na Jądrze ciemności i prozie Rudyarda Kiplinga. Konotacje są jasne, wszak W dół do ziemi opowiada o drodze przez dżunglę, jednym z bohaterów jest Kurtz, a przesłania należy szukać w mrocznych czeluściach ludzkiej duszy, w tym jak człowiek patrząc na swoje odbicie nie potrafi rozpoznać własnej twarzy. Istotą jest przemiana i rytuał przejścia, a to że Silverberg wybrał się na inną planetę tylko dodaje smaczku. Jakiego? Ten sam Kipling i Conrad u Silverberga owszem, idą wspólnie, ale są już na konkretnym haju. I to jest w science- fiction Silverberga najlepsze.
Przypomnijmy, Silverberg napisał swoją książkę w 1970 roku. Daje się tu poczuć aurę tamtych lat, kolejnych stron nie wertujemy ot tak, one przelatują w atmosferze narkotycznego tripu. W dół do ziemi to historia o odkupieniu. Główny bohater był już na tej planecie, wszystkie jego działania były podyktowane interesom korporacji Ziemian. Teraz, po latach, wrócił by narodzić się na nowo. Chce przejść rytuał przejścia, powtórnych narodzin. Gundersen, bo o nim mowa, podróżuje z niesamowitymi istotami do krainy mgieł. Co chwilę spogląda na niego przeszłość i nie jest to spojrzenie wesołe.
Niesamowita i świetna językowo dzięki przekładowi Ireny Lipińskiej.
Sci-fi w tym wydaniu jest głównie o transcendentalnych doświadczeniach. Gundersen jest zniszczony wydarzeniami z poprzedniego pobytu. Nie może odzyskać spokoju po tym, czego doświadczył na planecie. Wierzy, że tylko ponowne narodziny wskrzeszą w nim człowieczeństwo.
Wspaniale czyta się autora sci-fi w takiej odsłonie i bardzo tego potrzebowałem. Silverberg, jak sam pisze we wstępie, nie zwracał szczególnej uwagi na aspekt naukowy. Nie zależało mu, by podeprzeć swoje pisarstwo realizmem z zakresu wiedzy ścisłej. Ta podróż głównego bohatera ma wymiar bardzo metaforyczny, chociaż przydarza mu się naprawdę. Podczas wędrówki dowiaduje się wiele o sobie, o rzeczach które uczynił mieszkańcom piastując wcześniej ważne stanowisko w korporacji zawiadującej planetarnymi zasobami.
Narkotyczny trip Silverberga.
Ta droga to wgląd w wyobraźnię samego autora. Groteskowe wydarzenia, niesamowite przypadki fauny i flory, niemożliwe do ogarnięcia gatunki i scenki rodzajowe z życia tychże. To ten najlepszy Silverberg z nieokiełznaną wyobraźnią. Niemierzalne figury sci-fi, występujące poza zakresem ludzkiego pojmowania. Standardem jest oczywiście kilka schematów jak ten, że człowiek zdobywając nowe lądy wykazuje się kompletną ignorancją w stosunku do napotkanych ras. Nie wykazujemy dobrej woli, gdy idzie o próbę poznania i przyswojenia egzotyki.
Wciągająca i w kilku fragmentach bardzo niepokojąca. Czasem ociera się o horror i fantastykę, która filmowo uprawiał Alex Garland w Anihilacji (mając na uwadze literacki pierwowzór Jeffa VanderMeera). Ostatecznie, pomimo pewnej posępnej aury wyzierającej spomiędzy akapitów, mogę napisać że to lektura optymistyczna. Silverberg jest sprawiedliwy dla swoich książkowych bohaterów. Każdy dostaje to, na co zasłużył.
Autor: Robert Silverberg
Tłumaczenie: Irena Lipińska
Ilość stron: 208
Oprawa: twarda
Autor ilustracji: Dawid Boldys
Wydawnictwo: Vesper
Format: 140 x 205 mm