Polecam uwadze. Jaume Balagueró, hiszpański reżyser, który z horrorem jest jak najbardziej za pan brat opowiada wciąż nieźle, a miejscami naprawdę dobrze. Wszyscy pamiętamy jego [Rec] z 2007 roku. Utarło się nawet, że widzowie którzy z reguły gardzą found footage, to jednak [Rec] mimo wszystko poważają. A to o czymś świadczy. Widziałem niewiele z filmografii Balagueró, ale po pobieżnym nawet przejrzeniu tytułów widzę, że poza gatunek nie wychodzi. I dobrze, tutaj najwyraźniej czuje się najlepiej. Zresztą, widać to po Venus, w którym jednak pozwala sobie na nieco więcej.
Mity i kult Lovecafta wciąż rozpala zmysły.
Trudno mi się jednocześnie odnieść do pierwowzoru literackiego Lovecrafta, czyli jego opowiadania Snów w Domu Wiedźmy. Nie czytałem, nie znam i chociaż można w filmie mocno zaciągnąć się Lovercaftowską atmosferą, to nie wiem na ile pozwolił sobie reżyser względem treści.
Zaczyna się ostro, szybko i z mocnym wykopem. To jest ta noc kiedy tancerka z klubu wdraża swój plan w życie. Przygotowywała go pewnie długo, teraz czas na działanie. Wszystko szło perfekcyjnie, tylko po drodze napatoczył się ten ochroniarz, który postanowił być jednak wścibski. Co się dokładnie stało? Otóż Lucía postanawia porzucić swoje dotychczasowe zajęcie. Pracuje w klubie, który należy do brutalnego lokalnego mafiozy. Facet trzęsie regionem, klub to tylko jedna z jego macek. Ale w tym samym klubie trzyma narkotyki, które są później rozprowadzane. I Lucia położyła łapę na towarze. Jest tego sporo. Ma to ją ustawić na resztę życia.
Głupi plan, z takimi ludźmi się nie zadziera. Nie wszystko poszło tej nocy dobrze. Ten wspomniany ochroniarz postanowił zajrzeć do torby, doszło do szamotaniny, ranna Lucia uciekła z towarem, ale nie zajechała daleko. Ukryła się u siostry, z którą nie utrzymywała kontaktu. To odludne osiedle na granicy miasta. Jeden z tych starych wieżowców. Obskurny, nieocieplony, coś na podobieństwo naszych bloków z wielkiej płyty. Cóż kryjówka jak kryjówka. Gangsterzy ruszają śladem dziewczyny. Ale w tym samym bloku drzemie zło.
Venus to gatunkowa hybryda.
Dobry miks, czyli thriller goni horror. Gdy sensacja dobiega już do grozy dostaje na odlew z konkretnej makabry. Tak to wygląda w Venus, w którym to reżyser pojechał mocno po bandzie. Fajny, momentami kompletnie odjechany. Do takich obrazów pasuje słowo 'bizarre’, ale użyte w najlepszym znaczeniu. Doskonałe są bowiem momenty, gdy coś nadnaturalnego wiąże się tu z ordynarną gangsterką i gdy panowie z bronią muszą stawić czoła czemuś, co wykracza poza ludzkie pojmowanie rzeczywistości.
To jednak nie wszystko. W Venus nie ma dużego budżetu, ale działa to na plus, bo zastosowane praktyczne efekty i charakteryzacja robią kolosalne wrażenie. Venus ma też ten pełen uroku wygląd czegoś brudnego i surowego. Na to wszystko wychodzi ona, piękna Lucia, która chciała uciec z klubu z tabletkami, opylić je gdzieś, a musi stawić czoła i czemuś demonicznemu i czemuś bardzo przyziemnemu.
Mnie po seansie naszła jeszcze jedna refleksja. Ja bardzo lubię nową wersję Suspirii, ale tak sobie myślę, że gdyby Luca Guadagnino takowej nie nakręcił, to Venus mogłaby z powodzeniem przejąć tę rolę…
Czas trwania: 100 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Jaume Balagueró
Scenariusz: Jaume Balagueró, Fernando Navarro
Obsada: Ester Expósito, Ángela Cremonte, Inés Fernández, Magüi Mira, Aten Soria
Zdjęcia: Pablo Rosso
Muzyka: Vanessa Garde