Przez świat przetacza się kolejne zagrożenie. Choroba, wirus, jak zwał tak zwał. Efektem są genetyczne mutacje, które zaczynają pojawiać się wśród ludzi. Mieszkańcy naszego świata zaczynają przemieniać się w zwierzęta. Powoli. Nie można tego jednak zatrzymać. Razem ze zmianą wyglądu postępują zmiany w zachowaniu. Przestają mówić, dochodzą nowe nawyki przypisywane konkretnym gatunkom. Bo tutaj nie ma reguły. Komuś zaczęła wyrastać sierść, ktoś inny obrósł w pióra i wyrosły mu skrzydła. Jak reagują ludzie? Jak to ludzie, środki zapobiegawcze są brutalne. Ale nie są to jeszcze za częste przypadki. Jednostki izoluje się w specjalnych ośrodkach, społeczeństwo mówi o nich „potwory”.
Pamiętam reżyserski debiut Thomasa Cailleya z 2014 roku. To była Miłość od pierwszego ugryzienia, utrzymany w lekkim tonie choć traktujący o poważnych sprawach film o nietypowym (nietypowym?) związku twardej zadziornej dziewczyny z delikatnym chłopakiem. Królestwo zwierząt w lekkim tonie utrzymany nie jest. To obraz gwałtowny i dający do myślenia.
Metafora i dosłowność.
Czytając go dosłownie (i oglądając dosłownie) mamy gatunek fantasy podszyte dramatem. Głównymi bohaterami są ojciec i jego 16 letni syn. Matka jest już na takim etapie przemiany, że musi być izolowana, farmaceutyki ledwo spowalniają proces przeistaczania. François (ojciec) z synem Emilem przeprowadzają się bliżej kompleksu dla „stworów”. Ale nie to jest istotą fabuły, sprawa z matką wydaje się być przegrana. Istotą jest kontakt ojca z synem, próba odnalezienia się w nowej rzeczywistości. Emil zaczyna mieć pierwsze symptomy przemiany.
Pisałem o dosłowności i już na tym poziomie dostajemy przejmujący obraz, a reżyser świetnie angażuje widza w opowieść. Dosłowność jest niemalże wystarczająca. Fantasy wymaga niekiedy użycia efektów specjalnych, ale i tutaj specjaliści spisali się nad wyraz dobrze. Dramat przy tej okazji sprawia wrażenie autentycznego, a Paul Kircher wcielający się w Emila dobrze się wczuwa w rolę. Zmiana u Emila nie jest oczywista, to są pewne etapy. Chłopak zaczyna inaczej się poruszać, dochodzą tiki, nerwowe spojrzenie. Drugie dno zdaje się być jeszcze bardziej intrygujące.
Dojrzewanie, wykluczenie, bunt i próba odnalezienia się w tym wszystkim.
Thomas Cailley najwyraźniej lubuje się w tych inicjacyjnych opowieściach dotyczących młodych ludzi, stojących na progu dorosłości. Emil zamienia się w jakieś zwierze, nie wiemy na początku w jakie. Dorastanie, próba odnalezienia własnej tożsamości, to wszystko jest z tym związane, metamorfoza to przenośnia. Świat staje się inny, młody człowiek potrzebuje wolności, chciałby wyrwać się ze swojego pokoju, od rodziny. Najczęściej jest wściekły jak każdy w tym wieku.
Czy Królestwo zwierząt można więc rozpatrywać jako obraz o dojrzewaniu? Twórcy do tego zachęcają. Ale jest i trzecie dno, równie uniwersalne i jeszcze bardziej palące. Ludzie się wyróżniający są tutaj wykluczani, szykanowani. Tak, zmieniają się, ale podejście powinno być przecież inne, bardziej empatyczne. Panuje ostracyzm, nagonka na „stwory” i „potwory”. Ci, którzy zauważają symptomy, zaczynają się bać.
Królestwo zwierząt bardzo spodobał się publiczności na festiwalu w Cannes. Nie dziwi mnie to. Świetnie zagrany, pierwszorzędnie zrealizowany. Wspaniała jest muzyka, młodzi aktorzy dostarczają dużo emocji. Finał powinien Was ściska za gardło.
Czas trwania: 130 min
Gatunek: dramat, fantasy
Reżyseria: Thomas Cailleye
Scenariusz: Thomas Cailley, Pauline Munier
Obsada: Romain Duris, Paul Kircher, Adèle Exarchopoulos, Tom Mercier
Zdjęcia: David Cailley
Muzyka: Andrea Laszlo De Simone