Horyzont. Rozdział 1

Epizody, które zbudowały Amerykę.

Długo myślałem o tym pierwszym zdaniu mającym rozpocząć tekst. Nie chciałem też zwlekać z moją opinią o filmie, bo bałem się, że im więcej czasu minie od seansu, tym gorzej będę patrzył w kierunku Horyzontu. To pierwsze zdanie rozpoczyna obronę filmu, który, o ironio, oceniam źle. I wątpię, czy druga część zapowiadana na sierpień (a docelowo Costner wizjoner myśli o czterech częściach) ten zły odbiór zmieni.

Więc epizody, które zbudowały Amerykę to moim zdaniem cel, który przyświecał twórcy. Horyzont bowiem ogląda się nie jak pierwszy rozdział czegoś epickiego, a raczej jak 24 odcinek z siódmej serii, mając na uwadze, że przed nami tych serii jeszcze kilkanaście. W kontekście kina rozrywkowego, które ma zachwycić widza na sali kinowej, to rzeczywiście bardzo źle.

Horyzont. Rozdział 1Horyzont jako część czegoś większego i kompletnego?

To wszak epizody, które zbudowały Amerykę, czyli garść nie powiązanych ze sobą obrazków z Dzikiego Zachodu. Czy Costnera trzeba więc bronić? Bronić można, bo film na pewno znajdzie swojego odbiorcę, a ja chętnie odbiorcę tego wskażę. Wyobraź sobie, że Horyzont to nie jest filmowa opowieść, a filmowy album z ilustracjami. Tylko z ilustracjami, bez tekstu. I taki właśnie jest ten film, w którym przeglądamy porozrzucane obrazki. To z jednej strony bardzo przykre bo w kontekście filmowej fabuły nie ma się czego w takim albumie złapać. Nie ma głównego bohatera, nie ma z kim się utożsamić (dla mnie to karygodne), nie ma celu, motywów. Nie wiadomo, do czego wszystko dąży. Oglądamy więc te piękne ilustracje, ktoś się zachwyci, inny machnie ręką. Jak długo można wpatrywać się w ten obrazek?

Jasne, obrazki i pejzaże w westernie są niezwykle ważne. To piękny album, zdjęcia Jamesa Michaela Muro, który pracował z Costnerem przy Bezprawiu w 2003 roku, są oszałamiające. Fotografie bezkresnych przestrzeni i przyroda zachwycają. Ale to pusty zachwyt, bez polotu. To wspaniała rzecz zobaczyć na wielkim ekranie prerię, ciągnące się konwoje z wozami pełnymi ludźmi, którzy marzą o nowym początku. Te epizody przecież naprawdę zbudowały Amerykę. Są wątki z osadnikami, opowieść o Indianach, o pałających do nich nienawiścią kowbojach którzy zarabiają na skalpach. Jest też wątek z braćmi, którzy ścigają kobietę. Są też ordynarne skróty i suchy montaż, który też porównam (po raz kolejny) z tym albumem. Costner po prostu przewraca kartkę i mamy nowy epizod.

Horyzont. Rozdział 1

 

Ostatecznie to kiepski początek sagi.

Nie ogląda się tego dobrze, ale jako obrońca reżysera (hej, to Kevin Costner, reżyser Tańczącego z wilkami) napiszę, że być może przyświecał temu wyższy cel. Nie wszyscy znają te epizody, nie oglądali westernów, więc taki film jest potrzebny. Są piękne scenografie, charakteryzacja robi wspaniałe wrażenie, Costner zna Dziki Zachód, tutaj każdy wygląda jak postać przeniesiona z lat, w których dzieje się akcja. Tutaj wszystko się zgadza. Ale nie jest to rzecz do opowiedzenia w skrócie. To któryś z rzędu odcinek telenoweli.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 181 min
Gatunek: western
Reżyseria: Kevin Costner
Scenariusz: Jon Baird, Kevin Costner
Obsada: Kevin Costner, Sienna Miller, Sam Worthington, Jena Malone, Abbey Lee
Zdjęcia: J. Michael Muro
Muzyka: John Debney

Za seans dziękuję sieci kin.

Cinema City

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?