Jestem przekonany, że czytałem co najmniej kilka horrorów Jamesa Herberta. Przed przystąpieniem do pracy nad tym wpisem przejrzałem stare okładki z jego książek, te którymi raczyło nas wydawnictwo Amber. Pamiętam Jonasza, czytałem Fuksa, bardzo możliwe że sięgałem również po Szczury. Amber kształtował wówczas moją nastoletnią duszę, to były wciągające opowieści.
Z tych Szczurów nie pamiętam za wiele, a seans filmu Roberta Clouse’a wcale mi sprawy nie rozjaśnił. W kategorii animal attack to nawet niezły obraz, chociaż sam autor literackiego pierwowzoru określił go mianem „strasznej bzdury”. Nie będę teraz stawał w obronie Clouse’a, nie będę też przesadnie zachwycać się filmem. Czego bowiem wymagać od horroru o zmutowanych szczurach? Cóż, kilka wytycznych powinno być spełnionych, by uznać animal attack za udany. Nie wszystko zagrało, ale film reżysera Wejścia smoka ma jednak wiele atutów.
Robert Clouse na pokładzie, może być różnie!
Tak, Robert Clouse miał niezły gatunkowy rozstrzał w swojej filmografii. Głównie jest kojarzony (słusznie) z filmami popularyzującymi sztuki walki. Innymi słowy Robert Clouse to Wejście smoka i długo długo nic, później Gra śmierci i znowu długo długo nic. Miałem pisać o tych Szczurach, ale przy okazji Clouse muszę polecić jego Black Belt Jones, blaxploitation z 1974 roku, Ostatniego wojownika czyli postapo z 1975 roku i Paczkę, jeszcze jeden niezgorszy animal attack z 1977 roku. To tyle jeżeli chodzi o gatunkowy rozstrzał reżysera i autora biografii Bruce’a Lee.
Oczy w ciemności to sygnał alarmowy dla rolników. Oto w porcie handlowym zostaje zatrzymany transport zboża na sterydach. Inspektor wydziału zdrowia wydaje zarządzenie spalenia przesyłki. Ale w tym samym zbożu utuczyły się już szczury i teraz są wielkości psów. Pozbawione zbożowego przysmaku udają się na żer do wielkomiejskiej dżungli.
Raczej klasyk, czyli jesteśmy świadkami kolejnych brutalnych ataków. Giną mieszkańcy miasta, a my na zbliżeniu widzimy niezbyt dobrze wykonane szczury, który wgryzają się w różne części ciała. Nie ma tu większego horroru, gore nie uświadczysz. Sama fabuła krąży wokół rozwiedzionego trenera koszykówki, niezwykle popularnego w szkole wśród damskiego towarzystwa. Paul, bo o nim mowa, ma więc powodzenie, maślane oczy robi do niego jedna z uczennic cheerleaderek, ale również dr Louis Spenser, przyjaciółka i ekspertka od szczurów. Wiecie już więc, w jaki sposób szczury zaczynają zbliżać się do głównego bohatera.
Niezły anima attack, potencjał na coś większego.
Raczej tylko niezła robota. Szczury są kiepsko wykonane, ich przemarsze kanałami nie robią wrażenia. Ataki są za mało gwałtowne. Wrażenie może robić jednak kilka pomysłów. Dobre są te finałowe sekwencje, gdy miejscy oficjele otwierają nowy odcinek metra i następuje atak. Kilka scen, gdy szczury łapczywie konsumują leżące już ofiary też jest niczego sobie. Ale całą resztę, idąc za słowami Jamesa Herberta, mogę również określić jako bzdury. Kilka momentów jest wręcz ciężkich do wytłumaczenia, ot jak choćby atak na przyjaciółkę cheerleaderki i jej dziecko, po którym absolutnie nic się nie dzieje. Nie było tego zdarzenia, młodzież o tym zapomniała. I jeszcze kilka innych podobnych zabiegów.
Oczy w ciemności można zobaczyć, ma niezłe miejsca przygotowane pod rzeź (metro, kino), kilka fajnych scen i jeden z najbardziej intrygujących momentów w kinematografii, kiedy reżyser prowadzi dialog ze sobą i ze swoimi widzami. Otóż jedna z sekwencji masakry rozgrywa się kinie podczas seansu Gry śmierci, tego filmu z 1978 roku, który Clouse posklejał z niedokończonej przez Bruce’a Lee Gry śmierci z 1972 roku. Widzowie oglądają więc Bruce’a Lee, a Clouse wypuszcza na nich szczury. Zmutowane gryzonie dziesiątkują wpatrzonych w ekran ludzi, którzy zaraz po wyjściu wystawiliby zapewne tylko złe oceny. Clouse do tego nie dopuszcza. Szczury zagryzają niedoszłych krytyków.
Czas trwania: 87 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Robert Clouse
Scenariusz: Charles H. Eglee, James Herbert (na podstawie powieści)
Obsada: Sam Groom, Scatman Crothers, Sara Botsford, Cec Linder, Lisa Langlois, Lesleh Donaldson
Zdjęcia: René Verzier
Muzyka: Anthony Guefen