Gdy Larry Cohen uczepił się jakiegoś pomysłu, to wołami nie można go było od tego odciągnąć. Kinowy bajerant, mistrz lichego budżetu, wizjoner. W kieszeni nie za wiele, a rzuca się na trylogię o dzieciach mutantach. Co tam dzieciach! Koncept zakładał przecież, że krwiożercze skłonności mają w tej trylogii niemowlęta, które dopiero co opuściły łona własnych matek.
Trzy części. Trylogia A jednak żyje to bezsprzecznie rzecz kultowa.
Saga rozpoczęła się w 1974 roku, drugą część widzowie mogli zobaczyć w 1978 roku. Zwieńczeniem całej opowieści jest A jednak żyje 3: Wyspa żyjących z 1987 roku. Ponad dekadę więc męczył Cohen widzów. Czy to dobry film? Czy trylogia była konieczna by zamknąć wątki i uznać, że temat został wyczerpany?
Nie jestem pewny czy bardziej szanuję sam film, czy raczej Cohena, który brnął z tematem przez ponad dekadę. Ale, co ciekawe, nie widać tu po Cohenie zmęczenia. Scenarzysta i reżyser w jednej osobie upycha tu pomysłów na klika filmów.
Rozpoczyna się procesem, bo Stephen Jarvis, ojciec jednego z „tych” dzieci, stara się udowodnić przed sądem, że maluchy nie są tak niebezpieczne, jak krzyczą nagłówki z gazet. W dramatycznym geście próbuje podejść do wystawionej przed oblicze sądu klatki. Dzięki temu aktowi odwagi, dzieci nie zostają skazane na eksterminację. Sąd decyduje o ich zesłaniu na wyspę.
Larry Cohen czyli filmowiec wizjoner.
I już sam proces, batalia, kilka gwałtownych scen mogłoby zamknąć fabułę. Ale Cohen nie byłby sobą, gdyby nie pchał tego niemożliwego wózka dalej. Będą więc sceny na wyspie. Masakra na wyspie, później jeszcze jeden powrót na wyspę i ucieczka z niej. No i finał w mieście, gdy trzódka potworków wybrała się na poszukiwania matki.
Oczywiście, że przykro się patrzy na te sceny, gdy Cohen musiał łatać dziury w kieszeni jakimiś półśrodkami, a nawet ćwierć środkami. Jasne, że na trzecią część nie będą narzekać tylko najbardziej zagorzali fani i Cohena i pomysłu. Mikro budżet wciąż bowiem nie pozwalał na godną ekspozycje mutantów i dostaniemy jako widzowie to co zwykle, czyli kilka obłych fragmentów dzieciaków. I nic więcej, bo Cohen w soczystym gore się nie lubował. Liczył się zawsze pomysł, klimat i zaprzęgnięcie do pracy naszej wyobraźni. To jak zwykle się królowi (King Cohen, polecam dokument) udało.
Gatunek: horror
Reżyseria: Larry Cohen
Scenariusz: Larry Cohen
Obsada: Michael Moriarty, Karen Black, Laurene Landon, James Dixon, Gerrit Graham
Zdjęcia: Daniel Pearl
Muzyka: Laurie Johnson