1988 rok, zbliża się matura, młodzież powinna skupić się na przygotowaniach do niej. Ale jak tu się uczyć, gdy na ulicach czuć już delikatny powiew zbliżających się zmian? Trudno wysiedzieć w miejscu gdy coś pcha młodego człowieka na ulicę. Jeśli teraz się nie postawisz, nie wykrzyczysz swojego zdania, to zapomną o tobie. Nie weźmiesz udziału w otwieraniu tamy. Dla nich to ostatni dzwonek, mogą coś zmienić w swoim miejscu kształcenia, walczyć tak jak potrafią.
Tej klasy nikt nie lubi z grona nauczycielskiego, a teraz do IV a doszedł jeszcze uczeń wydalony z gdańskiego liceum. To Krzysztof Buk, wyjątkowo krnąbrny przypadek. Roznosił ulotki i wpadł, a władza miała pomysł by Buka przerzucić na prowincję. I co? Na prowincji nie da się wzniecać protestu? Nie można manifestować w wyszukany sposób? Z pomocą przyjdzie teatr, to niecodzienne „narzędzie” uświadamiania społeczeństwa. Pamiętacie awanturę o Dziady? W Ostatnim dzwonku Dziadów nie będzie, ale teatralny manifest, który przygotowują uczniowie niejako po kryjomu (jeżeli chodzi o temat i przede wszystkim wykonanie) wznieci niejeden pożar.
Ostatni dzwonek, bunt autentyczny.
To historia o młodzieży wrażliwej, kreatywnej, ale też o tych szkolnych twardzielach, którzy nie boją się stawiać wyższym rangą. Młodzi potrafią się dogadać gdy wróg jest wspólny. W domyśle to władza, chociaż nie padają jasne deklaracje. Wydźwięk sztuki teatralnej, totalnej alternatywy, jest aż nadto czytelny, nie ma nic do dodania. Przedstawiciele władzy już wiedzą, że nie mogą szukać poklasku u młodego pokolenia. Przez to są straceni.
Film nie pokazuje jednak tylko i wyłącznie drogi do finału i do tego przejmującego wyrazu buntu. Uczniowie ścierają się z nauczycielami na wielu polach, również wyrażając poglądy i walcząc na argumenty w sali od historii. Są oczywiście na straconej pozycji, gdy po drugiej stronie jest beton.
Ostatni dzwonek Magdaleny Łazarkiewicz to utwór dość pojemny. Łapie tematykę inicjacji, buntu, opowiada o dorosłości, o grzechach młodości i frustracji u dorosłych. Udało się to wszystko pogodzić, bo żaden z wątków pobocznych nie wychodzi przed szereg. W tym miejscu zawsze jest tematyka społeczna i polityczna.
Plejada aktorów młodego pokolenia.
Takiego efektu (dobrego, miejscami piorunującego) nie osiągnęłaby reżyserka gdyby nie mocno zaangażowana grupa młodych aktorów. Głównego bohatera gra wprawdzie świetny Zbigniew Suszyński, ale nie jest on w stanie przyćmić chociażby Jacka Wójcickiego. A „młodym” pomagają tak bardzo autentyczni Aleksander Bednarz i Henryk Bista.
To mocny film, mówi dużo o młodych ludziach, którzy niekoniecznie są zorientowani na jakieś ideały, ale jednego chcą na pewno. Chcą zmiany, chcą otworzyć szeroko drzwi, okna i wpuścić nowe. Dlatego też nie ma tu, w tych akcentach politycznych, żadnych konkretnych przesłanek, żadnych konkretnych agitacji, opcji politycznych, znanych haseł, nazwisk. Liczy się bunt wymierzony w mur, a Magdalena Łazarkiewicz pokazała, że na ulicę owszem, trzeba wychodzić, ale krzyczeć można z różnych miejsc, również ze sceny teatralnej.
Czas trwania: 107 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Magdalena Łazarkiewicz
Scenariusz: Włodzimierz Bolecki
Obsada: Zbigniew Suszyński, Agnieszka Kowalska, Aleksander Bednarz, Henryk Bista, Jacek Wójcicki
Zdjęcia: Bogdan Stachurski
Muzyka: Zbigniew Preisner