Pierwsza sceny, w tle leci utwór The Power niemieckiego zespołu Snap!. Na pierwszym planie, sam w pokoju, Jeff Speakman, mistrz Kenpō i Gōjū-ryū. Na ekranie pojawiają się napisy z filmowej czołówki, a Speakman ćwiczy w dresowych spodniach z gołym torsem. Jego ruchy są płynne, czuć siłę i jako widzowie wiemy, że ta piosenka The Power jest właśnie o nim. I jest to długa scena, być może przy dzisiejszych standardach nawet za długa, ale ten moment dobrze buduje historię, a Kenpō jako sztuka walki została godnie zaprezentowana.
Reżysera Marka DiSalle z pewnością znacie. Kto nie widział jego Kickboxera z 1989 roku, ten trąba. Esencjonalny przykład brutalnego kina kopanego z JCVD w roli głównej. Tak było. To był pełnometrażowy debiut od DiSalle. W 1991 roku wyreżyserował jeszcze Niezawodną obronę i koniec pieśni. I to jest dziwne, bo z całej menażerii kina akcji z przełomu lat 80. i 90. te dwa tytuły (Kickboxer i Niezawodna obrona) wyróżniają się bardzo pozytywnie na tle innych. Oba przetrwały też próbę czasu. No i trzeba wspomnieć, że Niezawodna obrona z Jeffem Speakmanem przyniosła nawet niezły zysk.
Niezawodna obrona jako prezentacja Kenpō.
Skoro płynnie przeszliśmy do Speakmana, zostańmy przy nim. Przecież to jego film! Speakman gra Jeffa Sandersa, amerykańskiego everymana, który został za młodu wyrzucony z domu. Jest to jedna z dość osobliwych kwestii w scenariuszu, bo ojciec Jeffa, policjant, wyrzucił chłopaka z domu po tym, jak ten stanął w obronie brata i poturbował kilku nieznośnych dzieciaków w szkole. Kara co najmniej nieadekwatna do przewinienia. Przyjął to jednak na klatę, nie było histerii, poszedł swoją drogą. Teraz wraca na stare śmieci, bo dostał niepokojący telefon od swojego mistrza, Kima. Tak, to właśnie pod okiem Kima kształcił się w sztukach walki. Teraz Kim nie żyje, strzelał ktoś z azjatyckiej mafii kto miał chrapkę na jego interes. Jeff przybył więc za późno, przyjaciela nie uratował, ale zemścić się przecież może.
Dzisiaj trochę żal tego, że Speakman nie zrobił większej kariery. W całym aktorskim dorobku, nawet niedużym bo liczącym lekko ponad 20 filmów, ten omawiany tytuł jest prawdopodobnie najlepszym. A przecież Speakman miał ekranowy potencjał. Wytrenowany, z niezłą aparycją i charyzmą. Być może wina tkwi w samym Kenpō, które nie jest zbyt widowiskowe?
Jeff Speakman w swojej najlepszej roli.
To dobry film akcji, w środku wprawdzie gubi tempo, ale twórcy mają konkretną historię do opowiedzenia i nie kluczą niepotrzebnie na poboczne wątki. Najlepiej wypada moment, gdy Speakman walczy z trzema przeciwnikami jednocześnie. Kontroluje sytuację, choreografia jest dobrze ułożona, widać w aktorze prawdziwego wojownika.
To film o zemście, ale też o próbie powrotu do domu, do bliskich. Jest kilka scen, w których Speakmanowi udało się w sposób zaangażowany przedstawić historię z dużą dozą empatii. Przy wielu atutach wypada też wspomnieć o obsadzie. Tutaj wypatrzycie choćby Jamesa Honga czy Cary-Hiroyuki Tagawę. Wszystkim obeznanym z kinem gatunkowym (ale nie tylko) te nazwiska powinny wiele powiedzieć.
Czas trwania: 87 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: Mark DiSalle
Scenariusz: David C. Wilson
Obsada: Jeff Speakman, John Dye, Mako
Zdjęcia: Russell Carpenter
Muzyka: Gary Chang