Pewnie wielu z Was przed seansem Road House z Amazon Prime Video odświeżyło sobie oryginalnego Wykidajło z 1989 roku. Ja nie zdążyłem, ale po prawdzie kontakt z Patrickiem Swayze w roli Jamesa Daltona miałem regularny. To takie dobrodziejstwo telewizji, że powtórki starych filmów zdarzają się nader często i o ile dobrze pamiętam na Wykidajło trafiałem w zeszłym roku przynajmniej kilka razy na kilku stacjach. Jasne, to była jedna sena, czasem dłuższy fragment, ale zawsze zostawałem do kolejnego reklamowego bloku, bo film Rowdy’ego Harringtona bardzo lubię głównie za jego bezpretensjonalność, naturalny powab i uczciwość. Wykidajło nie miał większych aspiracji by być czymś większym niż opowieścią o bramkarzu z przydrożnego baru, który ratuje ludzi z opresji.
Road House z 2024 roku to klasyk, w którym dominuje poczucie pewnej frywolnej lekkości płynącej z prostego (ale z pewnością nie wybrakowanego) scenariusza. Nie znalazłam minusów, bawiłem się doskonale, żałowałem że filmowy Road House na Florydzie to tylko wymysł scenarzysty, a nie knajpa położona dwie dzielnice ode mnie. Raczej nie byłbym skory do regularnych odwiedzin, ale tego miejsca nie da się nie polubić. Muzyka, ludzie tam pracujący, okolica i bezpieczeństwo gwarantowane przez Daltona, który spokojnie pije kubańską kawę przy barze.
Road House z 2024 roku to klasyk, klasyk za każdym razem.
Zatem to klasyk, najlepszy, ponownie z jego ekscelencją producentem Joel Silverem na pokładzie, który wyłożył kasę na ponad 100 produkcji, a wśród nich znalazłbym z kilkadziesiąt swoich ulubionych z lat 80. i 90. Joel Silver zawsze miał nosa do takich opowieści i dobrze się stało, że do Road House wrócił.
Klasyk po raz trzeci i na pewno nie ostatni. Tak jak wspomniałem nie odświeżałem oryginału, ale nawet tylko wspominając go jak przez mgłę mogę napisać, że schemat jest (prawdopodobnie) taki sam. W barze zostaje zatrudniony Dalton (tym razem Elwood) i historia kołem się toczy, więc Dalton zostaje zatrudniony do knajpy, w którym banda zbirów uprzykrza życia właścicielce i tym spokojnym klientom, którzy chcą wypić i posłuchać muzyki granej na żywo.
Różnie było z poprzednimi filmami Douga Limana, ponad średnią nie wyskakiwał jeżeli nie liczyć doskonałego Na skraju jutra z Tomem Cruisem. Był jeszcze Jason Bourne, ale pozostałe nie zapadały w pamięć. A jednak Road House się udał i to tak mocno, że miałbym ochotę na drugi seans. Dlaczego? W żyłach tego filmu płynie tylko to, co potrzebne i to, na co umawiamy się od początku z reżyserem. Akcja rozgrywa się w umownej scenerii w umownym uniwersum, w którym obowiązują określone prawa. Zawieszamy zdrowy rozsądek na kołku. Road House, w którym pracuje Dalton to jakaś knajpa piratów, nie ma dnia bez rozróby, nie ma spokojnego wieczoru. A jednak ludzie lgną do tego miejsca. Musi mieć jakiś w sobie urok, że ludzie mogą dostać butelką po głowie, ale i tak przychodzą. Umawiamy się więc na wiele, ale dostajemy bardzo dużo.
Starcie tytanów, Jake Gyllenhaal VS Conor McGregor.
Świetna choreografia, przystojny docięty Jake Gyllenhaal, który ma 43 lata, a wygląda jak wyżyłowany crossfitowiec. Fajnie, widać dużo pracy nad ciałem. Ale Jake to nie tylko fizyczność. Jest naturalny, jako postać skrywa tajemnicę, skrada serce i wnosi dużo dramatyzmu. Jest straumatyzowany, robi najczęściej dobrą minę do złej gry, zna wartość swoich pięści ale niekoniecznie chciałby robić z nich użytek. Nosi maskę, za miłymi słowami czuć jakąś tragedię.
Naprzeciwko absolutnie doskonały Conor McGregor, świr stylizowany fabularnie na Francisa Begbie z Trainspotting, w innych rozmiarach, ale z tym samym bałaganem pod czerepem. To taki nabuzowany 15 latek, który pomylił życie z rozgrywką w GTA. Idealny antagonista, nieśmiertelny do finału. Jest i piękna dziewczyna, przekupny szeryf, jakiś przestępczy półświatek, którego szef rości sobie prawa do wszystkiego, ale pojawiła się drzazga, którą cholernie trudno wyjąć.
Dobre tempo, rubaszne sceny, brutalne pojedynki, opalone wyżyłowane ciała, dużo muzyki, autentyczny feeling taniego kina akcji z lat 80., które jednak wygląda nowocześnie. I to miejsce żyje serdecznością, jest wypełnione dobrym duchem nawet jeżeli kryminał tam jest wyjątkowo nieprzyjemny. Polecam.
Czas trwania: 121 min
Gatunek: dramat, akcja
Reżyseria: Doug Liman
Scenariusz: Anthony Bagarozzi, Charles Mondry
Obsada: Jake Gyllenhaal, Daniela Melchior, Billy Magnussen, Jessica Williams, Joaquim de Almeida
Muzyka: Christophe Beck
Zdjęcia: Henry Braham